Żyjemy w kulturze biegaczy. Wy też nimi jesteście, nawet jeśli Wasz sprint ogranicza się jedynie do wyścigu z nadjeżdżającym tramwajem, albo kipiącym mlekiem. Nasz styl życia oznacza pośpiech, dlatego tak trudno jest złapać oddech, spokojnie pomyśleć i wybrać to, co najlepsze. Wszyscy, którzy pragną nadążać za trendami nie mają czasu na zimną kalkulację, biorą z życia, to co modne a niekoniecznie dla nich odpowiednie.
Po pierwsze moda
Z każdym kolejnym sezonem świat mody coraz bardziej mnie zaskakuje. Nie jest to reakcja na poziomie lekkiego zdziwienia i szybkiego pogodzenia się z tym, co oferują nam chociażby popularne sieciówki, ale szok trwający całe miesiące połączony z ogromnym zażenowaniem. Czy nam się to podoba, czy nie jest ona częścią kultury. Mimo, że prędzej ubrałabym "Damę z łasiczką", niż
w dresy i szpilki, to często modę określa się również mianem sztuki. Jako zwykły zjadacz chleba od dłuższego czasu staram się zrozumieć całą politykę rządzącą
fashion światkiem oraz przetrawić to, że w dużej części owe projektowanie polega jedynie na prześciganiu się w innowacjach.
Podpatrując blogi o modzie utwierdzam się w przekonaniu, że im ktoś wygląda gorzej (
bardziej tandetnie), tym jego wyczucie stylu jest mocniej doceniane. Oprócz wspomnianych wcześniej dresów i szpilek, które wbrew moim oczekiwaniom nie zawojowały łódzkich chodników, jest wiele podobnych smaczków będących nieustającą inspiracją dla tzw.
ofiar mody. Mój uśmiech pojawia się na samą myśl o niebieskich szminkach, albo
moro-modzie skutecznie zalewającej sieciówki przez ostatnie miesiące. Szczerze powiedziawszy trafia mnie jasna cholera, gdy wchodzę do sklepu i czuję się jak na poligonie (
klik). Oprócz myśli samobójczych oraz poczucia bezradności dochodzę do wniosku, że prędzej ubrałabym się na wojnę, niż na ulicę (
wiem, brzmi to co najmniej dwuznacznie).
Niestety w stosunku do wszelkich nowości w tej dziedzinie sztuki jestem bardzo konserwatywna i nie wiem jakbym się starała umiałam zaakceptować tylko jedną tendencję, która idealnie wpasowała się w narodową kulturę i zajęła podium w ulubionych stylizacjach potencjalnych polaków. Oczywiście chodzi tu o
połączenie skarpetek z sandałkami, albo klapkami. Widok ten zawsze przyprawia mnie o niepohamowany atak śmiechu, wzbudza optymizm, ale daje również nadzieję na to, że klasyka w kwestii dobierania elementów garderoby przez nasze społeczeństwo prędko nie zaniknie. Z utęsknieniem wyczekuję lata, by taki nastrój nie opuszczał mnie nawet na sekundę.