W świecie ludzi poważnych, których wolność zaczyna się dziesiątego każdego miesiąca, a kończy wraz z ostatnią parówką w lodówce, bardzo rzadko jest czas na marzenia. Wszystko przeliczamy na pieniądze, bo to one napędzają rzeczywistość. Bez kilku cyfr na koncie bankowym stajemy się nerwowi i słusznie, bo dzięki nim w możemy mieć niemal wszystko - począwszy od emocji, na relacjach skończywszy. Jednak nawet w czasach, w których bez sławy, czy fortuny jesteśmy tylko “jedynymi z” nikt nie wmówi mi, że do marzenia potrzeba nam konta w banku…
Realizacja każdego celu zaczyna się jeszcze w naszej głowie, więc nie bójcie się myśleć o najbardziej nierealnych i nieosiągalnych sprawach, bo jeśli nie dziś, to kto wie, czy za rok, albo dwa nie krzykniecie z radości “cholera, nareszcie się udało”.
Edit: Pękło 15 000 wejść na bloga, w lutym o tym marzyłam i co? (: