czwartek, 7 lutego 2013

Jak poderwać dupę na kawkę? - o tym dlaczego internauci śmieją się z kampani społecznej krakowskich studentów

Jestem wielką fanką reklam wszelkiej maści. Począwszy od tych zachęcających do wyjechania na wakacje do Rumunii z bankrutującym biurem podróży, na słodkich bobasach biegających pampersach skończywszy (oczywiście reklamują pampersy, nie dzieci). Zazwyczaj wytrzymuję sekundę, po czym nerwowo szukam pilota, by zmienić kanał. Jednakże zdarzają się czasem spoty (wbrew pozorom) nieogłupiające widza - mam na myśli kampanie społeczne, które szokują, śmieszą, albo przynajmniej skłaniają do refleksji. 
Jako, że jestem człowiekiem postępu (nie, nie nadała mi tego tytułu babcia, ale popkultura, bo tak obecnie nazywa się ludzi, którzy gardzą telewizją, chociaż mają zapewne co najmniej dwa odbiorniki w każdym z pokoi), to fantastyczne produkcje tego typu oglądam w sieci, a że leniwa też jestem, to trafiam na nie dopiero w chwili, gdy połowa moich znajomych udostępni je na facebooku. 
W związku z tym przypomniała mi się jedna, bardzo głośna kampania, w której grał Piotr Cyrwus - "Rysiek z Klanu wraca do gry". Włączałam Rysia chyba kilkanaście razy i nie mogłam wyjść z podziwu jakie to zabawne. Były oczywiście pamiętne "Jedz misiu, jedz", albo "Stop wariatom drogowym", ale ta psia była zdecydowanie moim numerem jeden, aż do wczoraj, gdy to właśnie przez facebooka odnalazłam swój nowy numer jeden (przed oglądaniem polecam przynieść sobie butelkę z wodą, albo od razu nalać całą wannę, będzie dość sucho).


Doszłam do wniosku, że to dzieło nabiera sensu właśnie dzięki swojej formie. Z powodu nienawistnych internautów, którzy będą przez kolejny miesiąc wyśmiewać "Podrlywaj" chłopcy/faceci/mężczyźni zobaczą, że najlepszym sposobem na podryw jest kawał dobrej książki... Z niecierpliwością czekam na falę czytelników oblewających łódzkie tramwaje do tego stopnia, że przedsiębiorstwo MPK przy każdym krześle zamontuje stolik z lampką nocną.
Pewnie wyszłam na naczelną hejterkę (tj. przywódczynię nienawistnych internautów), a to przecież koledzy po fachu i powinnam wspierać, chwalić inicjatywę, ale niestety nigdy nie byłam fanką "Trudnych spraw" (bo ta produkcja w obecnej formie przywodzi mi na myśl tylko takie programy).
W chwili, gdy słyszę, że "Proces" Franza Kafki ma "bardzo głęboki sens" po raz wtóry łapię się za głowę. A mogło być tak pięknie. Tak wiem, powoli zatruwam się swoim jadem, więc pozostaje mi tylko życzyć ogromnego sukcesu, który (mam nadzieję) nie będzie spowodowany jedynie przez nagły atak hejterów. Być może tylko ja mam takie dziwne poczucie humoru i nie śmieję się z żartu z "Anną Kareniną"?

PS Co Wy na to?
PPS Wiem z kim się nie umawiać - klik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Można niekoniecznie grzecznie...