Mimo, że na śliskich papierach bierzemy jeszcze w kółko dni z kalendarzowej zimy, to na ulicach w ostatnich dniach można było dostrzec sporadyczne przypadki poparzenie słonecznego. Nie chodzi mi tutaj o ofiary solariów, czy testerek tanich samoopalaczy, ale o ludzi, których od środka "rozpala gorączka" (w słowniku mojej mamy - wariatuńciów). Rozpoznacie ich bez trudu - w czasie, gdy większość dopiero zrzuca zimowe płaszcze na rzecz wczesnowiosennych, oni rozbierają się do krótkiego rękawka.
Jak pewnie zdołaliście zauważyć, wiosna wiąże się nie tylko ze zmianą odzienia wierzchniego, ale również ze zmianami w życiu. To właśnie teraz większość kobiet spina się z Ewą Chodakowską, wieczorami podjadając czekoladę, a panowie naprzemiennie pocą się na siłowniach i ochoczo wcinają kurczaka z ryżem.
Jako, że porzuciłam nawyk gotowania - kurczak rozmraża się wieki i przypala zanim zdąży się go położyć na patelnię, a dla Ewy Chodakowskiej prawdopodobnie nie miałabym cierpliwości, to postanowiłam inaczej wykorzystać moją radość ze zmiany pory roku i cieszyć się z małych rzeczy (cie-szmy-się-z-małych-rze-czy-bo...).
Co?
W idealnym momencie natrafiłam na znaną mi już wcześniej stronę
everynone.com. Stwierdziłam, że jest to coś, nad czym warto się zatrzymać i pokazać większej publice
Znajdziecie tam kilkuminutowe filmy stworzone by je obejrzeć, spróbować zinterpretować, ale przede wszystkim pokochać (
a co za tym idzie oglądać na okrągło!). Jestem świadoma niszowego charakteru przedsięwzięcia, ale mimo to żywię nadzieję, że komuś się spodoba.
Kto?
Jeśli zakochamy się w produkcjach, zechcemy poznać twórców i zdecydować, czy nadają się na naszych mężów/kochanków/idoli, to znajdziemy niewiele: "Everynone is a filmmaking team located in the redwood forest. We are: Will Hoffman, Daniel Mercadante, Julius Metoyer III", krótko i na temat, ale w moim odczuciu wystarczyłoby "We're geniuses".
Jak?
Całokształt wielu zamieszczonych tam filmów oddaje jedno określenie - masterpiece. Za niewątpliwy atut należy uznać wieloznaczność z jaką da się odczytywać poszczególne fragmenty. Mimo wlepiania ślepi w ekran któryś raz z kolei (pewnie X-dziesiąty), za każdym razem dostrzegam nowy detal całkowicie zmieniający moją dotychczasową interpretację. Nie ma mowy o przeroście formy nad treścią (ani treści nad formą!). Zachwyt nad błahymi czynnościami życia codziennego, przedmiotami, albo gestami wzrusza, bawi i inspiruje jednocześnie.
Ważną rolę odgrywa tu forma w jakiej zrealizowano projekty - przeważa mój ulubiony minimalizm i zachowawczość. Estetyka pozwala delektować się nie tylko merytoryczną, ale i wizualną stroną dzieła. Zaskakuje nowatorskie rozwiązanie w kwestii budowania narracji przez obraz oraz odrzucenie słowa jako istotnego przekaźnika informacji.
Oto mój absolutny faworyt: