Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 czerwca 2015

Movvie mówi: “Cześć!”

WENA I OCHOTA POSZŁY SIĘ GDZIEŚ
“Gdzieś Ty kretynko była?” – rzuciłabym z ochotą do weny, albo z weną do ochoty, gdyby obie nie przepadły mi jakoś rok temu. Mogłam przetrwać ten kryzys, ale nie lubię robić czegoś wbrew sobie, a jeszcze bardziej udawać, że wcale nie robię tego wbrew sobie. Więc pisać przestałam. Proste. Bo prawdą jest, że gdy przyjemność przestaje dawać nam radość to zaczyna być obowiązkiem. A przed obowiązkami należy uciekać.

“Obowiązek rozpoznasz po tym przede wszystkim, że nie pozostawia ci on prawa wyboru.”
Antoine de Saint-Exupéry

Ja nie widziałam wyboru, dlatego…


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Fetysz podglądania - inspiracja prosto z YouTube

483584c6408511e3a9dd22000a9e29a7_8Przez długi czas nie mogłam wyjść z podziwu, jak to się dzieje, że najbardziej poczytnymi gazetami codziennymi w naszym kraju są Fakt i Super Ekspress. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ludzie w ogóle sięgają po te tytuły skoro większość informacji jest wyssana z palca, a język, jakimi pisane są artykuły woła o pomstę do nieba. I tak jak w poniedziałkowy wieczór można dostać jeszcze w osiedlowym sklepie Wyborczą, czy Rzepę, to już o 9 rano na próżno szukać tam brukowców - schodzą tuż przed świeżymi bułeczkami.

A wszystko przez instynkty

Wiesz co wspólnego mamy ze sobą ja, Ty i Twoja sąsiadka, która codziennie rano do szklanki ciepłego mleka z kożuchem kartkuje Fakt? Łączy nas coś, co mieli nasi przodkowie setki, a nawet tysiące lat temu - ciekawość. Podglądanie drugiego człowieka leży naszej naturze, to instynkt, którego nie zabiły wojny, kryzysy, ani rewolucja technologiczna. Ba, postęp tylko ułatwia zaspokajanie tej potrzeby.

Co mi dziś pokażesz?

Wertowanie tablicy znajomego na Facebooku to prawie jak czytanie Super Ekspressu i nawet nie różni się bardzo od tego, co znajdujesz w brukowcach – większość informacji jest zmyślona, bo każdy buduje w Internecie obraz idealnego siebie wrzucając historie wyssane z palca. Jednak dopóki jesteś Panem/Panią swojej tablicy to Ty codziennie wybierasz dramaty, którymi dzielisz się ze znajomymi – możesz rzucić jak bardzo nie lubisz poniedziałków, a nawet, że sąsiadka słucha po raz dziesiąty płyty Modern Talking. Ale co, jeśli mógłbyś opowiedzieć o tym samym całemu światu? Gdybyś miał nagrać film z jednego dnia swojego życia? Gdybyś był w stanie zaprosić do swojego świata miliony ludzi? Mogłeś, nie zaprosiłeś tego, więc teraz jesteś jednym z podglądaczy…

czwartek, 17 kwietnia 2014

Nie musisz truchtać z Pitbullem – muzyczne inspiracje do biegania

IMG_7526Każdy człowiek ma chyba taką czynność, której nienawidzi z całego serca. Jedni nie znoszą myć naczyń, inni gotować, a kolejni robić zakupów. Ja lubię walczyć z przeciwnościami i dlatego kilka tygodni temu postanowiłam przełamać swój paniczny strach oraz ogromną niechęć do… biegania.
Podobno by osiągnąć wyznaczony cel należy zacząć od małych kroczków, więc jako spec od rozwlekania wszystkiego najpierw podziwiałam tych, którzy ścigali się z moim tramwajem o siódmej rano, albo truchtali nocą po ciemnych uliczkach (nocą w Łodzi? wariaci!). Ostatecznie przyjęłam do wiadomości – umiem biegać, tylko jeszcze tego nie wiem. I nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak szybko porzuciłam myślenie: “to jest ultranudne” przekonując się, że przebieranie nóżkami (nawet na bieżni) może być przyjemne. Wystarczy mieć ze sobą dobrą muzykę. I tutaj przyznaję - na mojej liście odtwarzania początkowo królował Pitbull, ale po czasie uzupełniłam ją bardziej “swoimi” kawałkami. Z tej okazji pomyślałam, że podzielę się Wami tym, przy czym biega się najprzyjemniej na świecie - obojętnie, czy wybieracie sprint po ulicy, czy do lodówki lub na autobus. Miłego truchtania!

środa, 12 marca 2014

Ich pierwszy raz przed kamerą, czyli refleksja o FIRST KISS

Wyobraź sobie, że wchodzisz do poczekalni na dworcu autobusowym. Jest tam kilka plastikowych krzeseł ustawionych po to, by strudzeni podróżą mogli położyć swoje zmęczone torby, albo ewentualnie usiąść. Bolą Cię nogi, więc postanawiasz przycupnąć sobie, aż Twój środek lokomocji zostanie wywołany przez pracownicę dworca. Na jednym z siedzeń odpoczywa pasażer X, reszta jest wolna. Zgaduję, że nie usiądziesz tuż obok tamtego człowieka i zachowując należyty dystans skłonisz się ku krzesłu na drugim końcu. Mam rację?

piątek, 7 lutego 2014

Czapka “Żulerka”? Nie, dziękuję. Wolę marznąć

4e4855d8fec611e2a0bf22000aa80261_7Nie poznali jej, nie mieszkali tu, a i tak rzucają krzywdzące porównania do amerykańskiego miasta bankructwa. Ci, którzy dali jej szansę, zostali, przywykli, a jedynie od czasu do czasu plują sobie w brodę, że jednak to ona. Za każdym razem, gdy o niej wspominam twierdzą, że nie można jej pokochać, bo jest patologiczna, brzydka, szara - nawet wiosną. Oddałabym wiele, by móc im pokazać jak bardzo się mylą, ale nie mam tyle pieniędzy, a także czasu, by upić każdego z nich i oprowadzić po Łodzi. Sami pewnie dobrze wiecie - po alkoholu miłość to tylko kwestia czasu…
Może właśnie dlatego jest ich tu tak wielu? Nie uciekają, bo przywykli, a po kilku głębszych z samego rana są wstanie obdarzyć ją miłością? Po alkoholu jesteśmy do nich podobni, też ledwo trzymamy się na nogach, niczego się nie boimy, chociaż różni nas jedno - my mamy marzenia oraz plany na przyszłość, a oni poddali się dawno temu, gdy z jakiejś przyczyny trafili na ulicę.
Wiem, że brzmię patetycznie i górnolotnie, ale z pewnego powodu nie umiem powiedzieć: “każdy jeden człowiek, który chodzi tamtymi ulicami, spędza życie na ławce w parku i podchodzi prosić o pieniądze jest mi zupełnie obojętny”, bo nie jest, i to bardzo.

wtorek, 14 stycznia 2014

Być kobietą, być kobietą… czyli o płci pięknej w popkulturze

Od kilku lat przed rozpoczęciem każdego roku akademickiego trwa wielka propaganda szkół technicznych stojących otworem przed płcią piękną. I wiecie zawsze chce mi się śmiać na widok wielkich bilbordów z dziewczynami z sąsiedztwa szczęśliwych, że na robotyce, albo innej mechanice odnalazły sens swojego życia. Mimo to codziennie rano (co-dzien-nie!) podziwiam kobiety, które taszczą na uczelnię teczki większe od siebie, a w czasie, w którym ja przypomnę sobie jak włącza się komputer, one zdołają rozebrać na części telewizor i złożyć z niego pralkę. Oczywiście nie oszukujmy się, że to perspektywa wspaniałych zarobków, albo zamiłowania do nauk ścisłych pcha wszystkie delikatne istoty w paszczę technicznych placówek…
To, że nadmiar testosteronu na wydziale bywa zabójczy wiedzą nawet najbardziej zagorzałe entuzjastki matematyki, które tak jak ja wybrały jednak mniej zobowiązujący kierunek humanistyczny, by swój czas wolny od nauki poświęcić na sprzątanie, gotowanie, prasowanie, przewijanie dzieci, szydełkowanie… (Zaraz, przecież ja tego wcale nie robię?!)

Media lubią się karmić tematami-samograjami. Ostatnio do aborcji, in vitro oraz antykoncepcji dołączył rozdmuchiwany gender. Dziś jednak będzie o jednej stronie medalu, czyli o współczesnych kobietach.

rrtwew

niedziela, 10 listopada 2013

Pieniądze dają szczęście, ale nie dają marzeń

1234991_535825256471398_1447168592_nBędąc małym dzieckiem trwałam w przekonaniu, że gdy odwracam wzrok moje zabawki ożywają. Czasami wbiegałam do pokoju, żeby złapać je na gorącym uczynku i chociaż nigdy nie potwierdziłam mojej teorii na miarę Einsteina, to nadal wyobrażałam sobie, że mają magiczną moc. Wieczorami układałam je na podłodze, żeby nie musiały schodzić z półek po ciemku. Później dorosłam…
W świecie ludzi poważnych, których wolność zaczyna się dziesiątego każdego miesiąca, a kończy wraz z ostatnią parówką w lodówce, bardzo rzadko jest czas na marzenia. Wszystko przeliczamy na pieniądze, bo to one napędzają rzeczywistość. Bez kilku cyfr na koncie bankowym stajemy się nerwowi i słusznie, bo dzięki nim w  możemy mieć niemal wszystko -  począwszy od emocji, na relacjach skończywszy. Jednak nawet w czasach, w których bez sławy, czy fortuny jesteśmy tylko “jedynymi z” nikt nie wmówi mi, że do marzenia potrzeba nam konta w banku…

piątek, 9 sierpnia 2013

Grzechy pokolenia Milenium w porysunkach Magdy Danaj

531548_10151325032733314_1195913619_nPodobno jako przedstawiciele młodego pokolenia jesteśmy hedonistami, którzy bez skrupułów w każdej sprawie przyjmują postawę roszczeniową. Bywamy ambitni, dużo chcemy, jednak za mało dajemy. Nasza pewność siebie góruje ponad innymi cechami. Od poniedziałku narzekamy na życie, lecz przez cały tydzień nie robimy absolutnie nic by je zmienić. Oprócz tego nie radzimy sobie z dorosłością i pozostajemy na utrzymaniu rodziców przez kilka pierwszych dekad naszej bezradności (a przecież jako młodzi oraz pracowici moglibyśmy chociażby smażyć naleśniki).
26335_10151303223068314_1603736557_n












Jesteśmy zdolni, choć posiadany potencjał wykorzystujemy jedynie w czterdziestu procentach (40% czystej, w piątkowy wieczór). Myślimy, że pracodawcy zaczną się o nas bić, jednakże pustawe CV trafia do kosza zanim ktokolwiek wykręci nasz numer. Gdy mimo deklarowanego ateizmu, wymodlimy u Latającego Potwora Spaghetti pracę, ale zamiast odnosić sukcesy będziemy przynosić przełożonemu świeżo zmieloną kawę (natrafiając po drodze na szklany sufit) – szybko zrezygnujemy.

środa, 29 maja 2013

#Inspiracja #Egzaltacja #1

[Przedmowa]
W tym roku maj to mój ulubiony miesiąc, szczególnie ten łódzki maj kryjący w sobie wiele pięknych obrazków. Gdy tylko świeci słońce desperaci rozkładają w parkach kocyki i próbują przez kilka godzin nadrobić ostatnie dziesięć miesięcy zimy.  Na dodatek świat kwitnie, a pod blokiem pachnie konwaliami i obiadem, tylko w “piętnastce” trąci spoconymi ciałami. Z tego powodu część podróżnych ostentacyjnie wypina się na komunikację miejską, ale ta wcale nie bankrutuje, bo system karania gapowiczów działa tu nadzwyczaj prężnie. Z okazji nienagannej pogody wśród oburzonej części łodzian rodzi się nagła chęć do pedałowania. Nagle wszyscy naprawiają w swych składakach dynama, by chwilę później zwinnie omijać zastępy matek z wózkami. Matki są tam nieprzypadkowo, podobno spaliny z ruchliwych ulic działają wspaniale na rozwój dziecka (uprzedzając pytania - tylko łódzkie spaliny).
Lecz są dni, gdy tuż po otworzeniu oczu człowiek dochodzi do wniosku, że nazwa miasta jest nieprzypadkowa, że nie nadał jej pijany król, ksiądz, albo wójt. Nawet przez głowę przebiega myśl, by w rozpaczy skoczyć z balkonu, ale człowiek nie ryba, chociaż ryby lubi. Wieczorem razem ze studencką bracią wywleka się ze stancji, czy akademika, by wziąć ostatni oddech wolności na Piotrkowskiej i zalać w trupa przed nadchodzącą sesją. Miasto płynie, a maj daje wiele inspiracji.

środa, 1 maja 2013

"Cześć, mogę Cię zjeść?" - inspiracje z blogów kulinarnych

Gdy byłam mała, to nauczyłam się gotować wodę na herbatę. Później, po wielu nieudanych próbach poradziłam sobie z jajkiem na twardo bez wygotowania całej wody, albo przypalenia garnka, bo umówmy się, ta czynność nie wymaga specjalnych kwalifikacji i jeśli tylko w garnku jajco ma w czym pływać, to możemy trzymać je tam do bólu. Nadzwyczaj szybko pojęłam też technikę robienia jajecznicy, takiej typowej - najlepiej z fragmentami 'patelnianego' teflonu, suchej, że można się zapchać i udusić - pyyyszota! Inną sprawą było gotowanie mleka - w większości przypadków kończyło się na kipiącej kuchence, blacie, podłodze i ścianach jednocześnie, więc jako człowiek nowoczesny ratowałam się mikrofalówką. Zresztą talent ten jest nieprzypadkowy, moja mama również miewa 'gorsze dni' - przypala garnki, wygotowuje wodę z zupy i piecze zakalce. A jako, że w rodzinie liczy się wzajemnie wsparcie... ona chwali moje przesolone potrawki z kurczaka, a ja szamię jej płaskie jabłeczniki.  Jednak chowamy w rękawie kilka asów - nikt we wszechświecie nie potrafi zrobić takiej karkówki jak W. i tak umiejętnie lepić pierogów (i parzyć sobie rąk podczas zalewania mąki wrzątkiem) jak ja
Próbowałam nad tym zapanować, ale chociaż nie wiem jak bym się starała, to swojej kulinarnej niepełnosprawności nie potrafię zniszczyć. W chwilach, gdy akurat nie przypalam kolejnego garnka z amelinium (tak, mam) uwielbiam oglądać kulinarne blogi. Nie po to żeby myśleć sobie "jezu, w życiu mi takie nie wyjdzie", ale by popatrzeć na zdjęcia. Zdecydowanie są one kartą przetargową, bo nie oszukujmy się - zanim zaczniemy realizować przepis, to jemy go oczami.

czwartek, 7 marca 2013

Inspiracyjne porażenie słoneczne - video, które wprawi Cię w zachwyt

Mimo, że na śliskich papierach bierzemy jeszcze w kółko dni z kalendarzowej zimy, to na ulicach w ostatnich dniach można było dostrzec sporadyczne przypadki poparzenie słonecznego. Nie chodzi mi tutaj o ofiary solariów, czy testerek tanich samoopalaczy, ale o ludzi, których od środka "rozpala gorączka" (w słowniku mojej mamy - wariatuńciów).  Rozpoznacie ich bez trudu - w czasie, gdy większość dopiero zrzuca zimowe płaszcze na rzecz wczesnowiosennych, oni rozbierają się do krótkiego rękawka.
Jak pewnie zdołaliście zauważyć, wiosna wiąże się nie tylko ze zmianą odzienia wierzchniego, ale również ze zmianami w życiu. To właśnie teraz większość kobiet spina się z Ewą Chodakowską, wieczorami podjadając czekoladę, a panowie naprzemiennie pocą się na siłowniach i ochoczo wcinają kurczaka z ryżem.
Jako, że porzuciłam nawyk gotowania - kurczak rozmraża się wieki i przypala zanim zdąży się go położyć na patelnię, a dla Ewy Chodakowskiej prawdopodobnie nie miałabym cierpliwości, to postanowiłam inaczej wykorzystać moją radość ze zmiany pory roku i cieszyć się z małych rzeczy (cie-szmy-się-z-małych-rze-czy-bo...).

Co?
W idealnym momencie natrafiłam na znaną mi już wcześniej stronę everynone.com. Stwierdziłam, że jest to coś, nad czym warto się zatrzymać i pokazać większej publice
Znajdziecie tam kilkuminutowe filmy stworzone by je obejrzeć, spróbować zinterpretować, ale przede wszystkim pokochać (a co za tym idzie oglądać na okrągło!). Jestem świadoma niszowego charakteru przedsięwzięcia, ale mimo to żywię nadzieję, że komuś się spodoba.

Kto?
Jeśli zakochamy się w produkcjach, zechcemy poznać twórców i zdecydować, czy nadają się na naszych mężów/kochanków/idoli, to znajdziemy niewiele: "Everynone is a filmmaking team located in the redwood forest. We are: Will Hoffman, Daniel Mercadante, Julius Metoyer III", krótko i na temat, ale w moim odczuciu wystarczyłoby "We're geniuses".

Jak?
Całokształt wielu zamieszczonych tam filmów oddaje jedno określenie - masterpiece.  Za niewątpliwy atut należy uznać wieloznaczność z jaką da się odczytywać poszczególne fragmenty. Mimo wlepiania ślepi w ekran któryś raz z kolei (pewnie X-dziesiąty), za każdym razem dostrzegam nowy detal całkowicie zmieniający moją dotychczasową interpretację. Nie ma mowy o przeroście formy nad treścią (ani treści nad formą!). Zachwyt nad błahymi czynnościami życia codziennego, przedmiotami, albo gestami wzrusza, bawi i inspiruje jednocześnie.
Ważną rolę odgrywa tu forma w jakiej zrealizowano projekty - przeważa mój ulubiony minimalizm i zachowawczość. Estetyka pozwala delektować się nie tylko merytoryczną, ale i wizualną stroną dzieła. Zaskakuje nowatorskie rozwiązanie w kwestii budowania narracji przez obraz oraz odrzucenie słowa jako istotnego przekaźnika informacji.

Oto mój absolutny faworyt:

sobota, 23 lutego 2013

Szukajcie, a znajdziecie - refleksje na temat mody i muzyki

Żyjemy w kulturze biegaczy. Wy też nimi jesteście, nawet jeśli Wasz sprint ogranicza się jedynie do wyścigu z nadjeżdżającym tramwajem, albo kipiącym mlekiem. Nasz styl życia oznacza pośpiech, dlatego tak trudno jest złapać oddech, spokojnie pomyśleć i wybrać to, co najlepsze. Wszyscy, którzy pragną nadążać za trendami nie mają czasu na zimną kalkulację, biorą z życia, to co modne a niekoniecznie dla nich odpowiednie.

Po pierwsze moda
Z każdym kolejnym sezonem świat mody coraz bardziej mnie zaskakuje. Nie jest to reakcja na poziomie lekkiego zdziwienia i szybkiego pogodzenia się z tym, co oferują nam chociażby popularne sieciówki, ale szok trwający całe miesiące połączony z ogromnym zażenowaniem. Czy nam się to podoba, czy nie jest ona częścią kultury. Mimo, że prędzej ubrałabym "Damę z łasiczką", niż w dresy i szpilki, to często modę określa się również mianem sztuki. Jako zwykły zjadacz chleba od dłuższego czasu staram się zrozumieć całą politykę rządzącą fashion światkiem oraz przetrawić to, że w dużej części owe projektowanie polega jedynie na prześciganiu się w innowacjach.
Podpatrując blogi o modzie utwierdzam się w przekonaniu, że im ktoś wygląda gorzej (bardziej tandetnie), tym jego wyczucie stylu jest mocniej doceniane. Oprócz wspomnianych wcześniej dresów i szpilek, które wbrew moim oczekiwaniom nie zawojowały łódzkich chodników, jest wiele podobnych smaczków będących nieustającą inspiracją dla tzw. ofiar mody. Mój uśmiech pojawia się na samą myśl o niebieskich szminkach, albo moro-modzie skutecznie zalewającej sieciówki przez ostatnie miesiące. Szczerze powiedziawszy trafia mnie jasna cholera, gdy wchodzę do sklepu i czuję się jak na poligonie (klik). Oprócz myśli samobójczych oraz poczucia bezradności dochodzę do wniosku, że prędzej ubrałabym się na wojnę, niż na ulicę (wiem, brzmi to co najmniej dwuznacznie).
Niestety w stosunku do wszelkich nowości w tej dziedzinie sztuki jestem bardzo konserwatywna i nie wiem jakbym się starała umiałam zaakceptować tylko jedną tendencję, która idealnie wpasowała się w narodową kulturę i zajęła podium w ulubionych stylizacjach potencjalnych polaków. Oczywiście chodzi tu o połączenie skarpetek z sandałkami, albo klapkami. Widok ten zawsze przyprawia mnie o niepohamowany atak śmiechu, wzbudza optymizm, ale daje również nadzieję na to, że klasyka w kwestii dobierania elementów garderoby przez nasze społeczeństwo prędko nie zaniknie. Z utęsknieniem wyczekuję lata, by taki nastrój nie opuszczał mnie nawet na sekundę.

sobota, 9 lutego 2013

Krótko i z żalem - Justin w Łodzi

Mamy XXI wiek, rok Tuwima, miesiąc nie przestępny, 40 dzień roku. Nagle myślę sobie, że koniec świata jest blisko i to wbrew pozorom nie dlatego, że za oknem po raz setny w tym roku pada śnieg. 
Lokalna prasa wre, gimnazjalistki z całej Polski rozbijają świnki skarbonki, roztrzęsionymi rękoma i ze łzami w oczach zbierają rozsypane po pokoju oszczędności, jeżdżą z wizytami do dziadków, w głębi duszy licząc na papierowy pieniądz i głosząc dobrą nowinę "25 marca, w Łodzi...".
Tak właśnie będzie wyglądała Apokalipsa - 19 lat, ten błysk w oku, żel we włosach, wąskie spodnie z opuszczonym stanem. W głębi duszy zazdroszczę tym małolatom (nie, wcale nie świnki skarbonki z zawartością), ale tego, że nawet jeśli nie obejrzą swojego idola na żywo za 1500 zł (!), to pewnie za miesiąc, dwa doczekają się nowego przeboju.
A ja w środku ogromnie żałuję, że nie urodziłam się na Wyspach w latach 50, że straciłam kontrolę nad słowem i nie napisałam dziś nic sensownego.

Źródło: http://celebsnetworth.org/where-does-justin-bieber-live/
PS Powinnam zmienić adres bloga na zostalmitylkojad.blogspot.com albo jestemhejterka.blogspot.com?
Damn it, both of them are good! 

czwartek, 7 lutego 2013

Na studia wszędzie, byle nie do Łodzi...


Mieszkam w Łodzi, jej mieszkańcy nadali miastu miano "Hipstera miast", kojarzycie? Tak, to właśnie tutaj możecie zobaczyć wynik sporu lokalnych klubów sportowych pod postacią przezabawnych napisów na murach (moje ulubione - "ŁKS jeździ na wakacje do Zgierza", "ŁKS robi herbatę z wody po pierogach", "ŁKS nie wita dnia uśmiechem" oraz "RTS lubi ŁKS", więcej na Futbol Factory po łódzku).
To również miejsce, gdzie biżuterią ludzi w dresach są kastety, a ulubionym dodatkiem do stroju szydełkowe szaliki (wśród miejscowych przeważają dwa modele - pierwszy, drugi, podobno za takie z "L" biją - nie w szczepionkę, ale w mordę).
Wszędzie, gdzie się człowiek nie obejrzy, tam stoją: bramy, sklepy, skwery, parki, przejścia podziemne, klatki, bloki, kościoły - reguł brak. Czasem ma się wrażenie, że Łódź tętni życiem tylko dzięki nim. W tramwajach zajmują wolne miejsca, a gdy tych nie starcza wdają się w burdę nawet z "kobietami w wieku moherowym". Toteż jeśli już jesteście zmuszeni jechać komunikacją miejską, pod żadnym pozorem nie siadajcie i asekuracyjnie noście ze sobą gaz pieprzowy, albo paralizator.

wtorek, 5 lutego 2013

Mój pierwszy...

Kim jestem?
Osobą, która obudziła się dziś rano i pomyślała, że przez studia całkowicie przestała pisać.
Zaledwie rok temu całe noce ślęczałam nad wypracowaniami (tak, bardzo ambitne!) i robiłam to dość systematycznie pod presją zbliżającej się matury. Wbrew pozorom nie studiuję na Politechnice, wtedy mogłabym przynajmniej w części usprawiedliwić owe lenistwo. Co gorsza mój kierunek jest tak bardzo związany z pisaniem oraz myśleniem o pisaniu, że nie powinnam się chwalić publicznie.

O czym będzie?
Chciałabym movvić o kulturze - o fascynujących w moim mniemaniu filmach, płytach, artystach, miejscach, wydarzeniach, inspiracjach. Mam syndrom pisania dla pisania, więc czasem będę pewnie bełkotać o niczym, dla samego bełkotania, ale po coś mamy magiczny formularz komentarzy, więc zawsze można napisać "Przestań bełkotać", albo nacisnąć krzyżyk w prawym górnym rogu ekranu.

Dlaczego?
Bo jedyną motywacją do pisania jest czytanie, albo przynajmniej poczucie czytania. Chce się wtedy pisać z sensem, budować zgrabne zdania, dobierać intelektualnie nacechowane słownictwo (takie, że samemu trudno zrozumieć swój tekst).
Bo chciałabym nauczyć się pisać dla ludzi, a nie tylko dla siebie. Nigdy nie czułam się na siłach, by publikować gdziekolwiek swoje teksty, albo przynajmniej wygłaszać swoje opinie w szerszym gronie. Studia dały mi przysłowiowego kopa do działania. Jak nie dziś, to kiedy? - pomyślałam...