Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 czerwca 2015

Jak przekonać 6 milionów ludzi do obejrzenia video na YouTube?


Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu marzył o sławie na YouTube. Dziś zdradzę Wam jak to zrobić i odpowiem na pytanie zadane w tytule.

Ja sama kiedyś chciałam zostać vlogerką, ale mam do siebie chyba za mało dystansu. Zresztą bałabym się porażki, bo po co być gwiazdą, która pod swoim debiutanckim filmikiem ma kilkanaście wyświetleń… nabitych przez siebie samą?



czwartek, 4 czerwca 2015

Movvie mówi: “Cześć!”

WENA I OCHOTA POSZŁY SIĘ GDZIEŚ
“Gdzieś Ty kretynko była?” – rzuciłabym z ochotą do weny, albo z weną do ochoty, gdyby obie nie przepadły mi jakoś rok temu. Mogłam przetrwać ten kryzys, ale nie lubię robić czegoś wbrew sobie, a jeszcze bardziej udawać, że wcale nie robię tego wbrew sobie. Więc pisać przestałam. Proste. Bo prawdą jest, że gdy przyjemność przestaje dawać nam radość to zaczyna być obowiązkiem. A przed obowiązkami należy uciekać.

“Obowiązek rozpoznasz po tym przede wszystkim, że nie pozostawia ci on prawa wyboru.”
Antoine de Saint-Exupéry

Ja nie widziałam wyboru, dlatego…


środa, 28 maja 2014

TVN i Sony coś kręcą, czyli absurdalna FilmOFFka Bodo Kox’a

Jak na prawdziwą studentkę dziennikarstwa przystało telewizor spełnia w moim pokoju funkcję ozdobną. I wcale nie jest mi źle ze świadomością, że to pudło stojące w rogu pokoju nie było włączane od pięciu miesięcy, a wszystkie informacje znajduję w sieci. Tak, należę do pokolenia, które rozpoczyna dzień od kawy i dobrej muzyki. Daleko mi zaś do wysłuchiwania (pseudo)dziennikarskiego bełkotu uchodzącego z programu śniadaniowego, bo czułabym się z tym jak Łona:

A to dziewczę w TV? Ja jej nie znam, ale zna ją naród.
Tak wdzięcznie opowiada o trudach pracy w serialu.
Jest śliczna, kiedy tak uroczo plecie
o poprzednim mężu i następnym filmie, i obecnej diecie,
i że w zasadzie jest szatynką, chociaż w sumie lekko blond.
Wyłączyłbym to, ale pilot tak daleko stąd,
więc posłucham jakich w kuchni używa naczyń.

Do pewnego momentu twierdziłam, iż nic w materii telewizji śniadaniowej już mnie nie zaskoczy. Serio, wszędzie wałkuje się ten sam schemacik – dwoje prowadzących, stół, kanapa, ktoś przypala kurczaka w kuchni, ktoś wygina się na macie (bo bycie fit jest teraz modne), słodka pogodynka, reporter odwiedza gwiazdę w domu i wypytuje o historię dywanu w salonie, czasem Pieńkowska zrobi wiochę. Ogólnie nuda, niektóre wykłady na mojej uczelni dostarczają więcej rozrywki.

Jednak przyznaję się do wyciągnięcia pochopnych wniosków - niedawno wpadłam na fajną serię realizowaną przez telewizję TVN we współpracy z firmą Sony (lokowanie produktu a także sprawy sponsorskie są rozwiązane baaardzo subtelnie, dobra robota!). Musicie to koniecznie zobaczyć!


poniedziałek, 5 maja 2014

Jak zrobić dobre #selfie?

Weszłam do dużego pomieszczenia. Z lamp sączyło się intensywne światło rażące oczy. Idąc w tamtym kierunku doskonale wiedziałam co zastanę – pot, krzyki, przepychanki, ślady krwi na jasnej podłodze… nie, to były ślady czerwonej szminki. Tak, oto trwają wyprzedażowe walki przy półkach w drogeriach - pożywka tylko dla wytrwałych, walecznych oraz naprawdę zdeterminowanych. Walka, bo w całym sklepie jest jedno lustro dla dziesiątek kobiet, które w jednej chwili pragną zobaczyć swoje odbicie z zajebiście czerwoną pomadką na ustach (w efekcie i tak dochodzą do wniosku, że ten kolor podkreśla ich żółte uzębienie oraz kłóci się z karnacją).
Oto widzę scenę rodzajową – ładna blondynka maluje swoje usta szminką po czym układa je kilkakrotnie w dziubek, wtem z słuchawek wybrzmiewa mój absolutny hit ostatnich tygodni:


Stojąc już w kolejce nadal ją obserwuję. Jestem święcie przekonana, że za sekundę wyjmie telefon i zrobi sobie #selfie, ale niestety. Mimo to czerwone mazidło oraz klubowa łupanka zainspirowały mnie do nowej serii postów, w których zdradzę Wam:

czwartek, 17 kwietnia 2014

Nie musisz truchtać z Pitbullem – muzyczne inspiracje do biegania

IMG_7526Każdy człowiek ma chyba taką czynność, której nienawidzi z całego serca. Jedni nie znoszą myć naczyń, inni gotować, a kolejni robić zakupów. Ja lubię walczyć z przeciwnościami i dlatego kilka tygodni temu postanowiłam przełamać swój paniczny strach oraz ogromną niechęć do… biegania.
Podobno by osiągnąć wyznaczony cel należy zacząć od małych kroczków, więc jako spec od rozwlekania wszystkiego najpierw podziwiałam tych, którzy ścigali się z moim tramwajem o siódmej rano, albo truchtali nocą po ciemnych uliczkach (nocą w Łodzi? wariaci!). Ostatecznie przyjęłam do wiadomości – umiem biegać, tylko jeszcze tego nie wiem. I nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak szybko porzuciłam myślenie: “to jest ultranudne” przekonując się, że przebieranie nóżkami (nawet na bieżni) może być przyjemne. Wystarczy mieć ze sobą dobrą muzykę. I tutaj przyznaję - na mojej liście odtwarzania początkowo królował Pitbull, ale po czasie uzupełniłam ją bardziej “swoimi” kawałkami. Z tej okazji pomyślałam, że podzielę się Wami tym, przy czym biega się najprzyjemniej na świecie - obojętnie, czy wybieracie sprint po ulicy, czy do lodówki lub na autobus. Miłego truchtania!

środa, 12 marca 2014

Ich pierwszy raz przed kamerą, czyli refleksja o FIRST KISS

Wyobraź sobie, że wchodzisz do poczekalni na dworcu autobusowym. Jest tam kilka plastikowych krzeseł ustawionych po to, by strudzeni podróżą mogli położyć swoje zmęczone torby, albo ewentualnie usiąść. Bolą Cię nogi, więc postanawiasz przycupnąć sobie, aż Twój środek lokomocji zostanie wywołany przez pracownicę dworca. Na jednym z siedzeń odpoczywa pasażer X, reszta jest wolna. Zgaduję, że nie usiądziesz tuż obok tamtego człowieka i zachowując należyty dystans skłonisz się ku krzesłu na drugim końcu. Mam rację?

wtorek, 14 stycznia 2014

Być kobietą, być kobietą… czyli o płci pięknej w popkulturze

Od kilku lat przed rozpoczęciem każdego roku akademickiego trwa wielka propaganda szkół technicznych stojących otworem przed płcią piękną. I wiecie zawsze chce mi się śmiać na widok wielkich bilbordów z dziewczynami z sąsiedztwa szczęśliwych, że na robotyce, albo innej mechanice odnalazły sens swojego życia. Mimo to codziennie rano (co-dzien-nie!) podziwiam kobiety, które taszczą na uczelnię teczki większe od siebie, a w czasie, w którym ja przypomnę sobie jak włącza się komputer, one zdołają rozebrać na części telewizor i złożyć z niego pralkę. Oczywiście nie oszukujmy się, że to perspektywa wspaniałych zarobków, albo zamiłowania do nauk ścisłych pcha wszystkie delikatne istoty w paszczę technicznych placówek…
To, że nadmiar testosteronu na wydziale bywa zabójczy wiedzą nawet najbardziej zagorzałe entuzjastki matematyki, które tak jak ja wybrały jednak mniej zobowiązujący kierunek humanistyczny, by swój czas wolny od nauki poświęcić na sprzątanie, gotowanie, prasowanie, przewijanie dzieci, szydełkowanie… (Zaraz, przecież ja tego wcale nie robię?!)

Media lubią się karmić tematami-samograjami. Ostatnio do aborcji, in vitro oraz antykoncepcji dołączył rozdmuchiwany gender. Dziś jednak będzie o jednej stronie medalu, czyli o współczesnych kobietach.

rrtwew

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Przedświąteczna spina? Mikołaja wina!

naglowekGdy słyszę magiczne hasło “święta” w mojej głowie pojawia się wspomnienie corocznej bójki o wylizywanie garnka z masy serowej, kłótnia o to, kto powiesi pierwszą bombkę na drzewku oraz testowanie wytrzymałości świątecznych ozdób na terakocie (poprzedzone wizytą domokrążców nawracających na jedyną słuszną drogę wiary).
Spokojnie, nawet jeśli nie wyszorowaliście jeszcze sedesu, kabiny prysznicowej oraz fug pomiędzy kafelkami, ale zdążyliście przewrócić choinkę, potłuc najpiękniejsze bombki tudzież połamać wszystkie gałązki zanim spaliły się ostatnie choinkowe lampki, to i tak najgorsze jeszcze przed wami. Z okazji napięcia przedświątecznego życzę wam, żeby wszystko minęło szybko… bezboleśnie, a farmakologiczne uspokajacze nie były potrzebne (:


wtorek, 10 grudnia 2013

Czym zagłuszyć święta, czyli folkowe kawałki, które uśmiercą nawet Wham!

mojastudenckachuinkaMoje próby uwolnienia się od przedwcześnie świątecznego nastroju przebiegają niepomyślne. Nie wiem, czy to z powodu śnieżnego Ksawerego, współlokatorki zakochanej w hicie Mariah Carey, czy też przez ludzi, którzy ciągle gadają mi o chuinkach, ale na mojej (zielonej) ścianie zawisły już światełka, a pomarańcza nadziała się goździkami (nie mam wątpliwości, jestem godną następczynią Marty Stewart… no dobra Gosi Rozenek).
W centrach handlowych totalnie zatrzęsienie - dzieci siadają na kolanach u czerwonych dziadów z piwnymi brzuchami, a ich rodzice zastanawiają się jak wytłumaczyć kilkulatkowi, to że po drodze do galerii minęli przynajmniej trzech Mikołajo-przebierańco-naciągaczy, przemieszczających się MPK (a nie saniami ciągniętymi przez Rudolfa). Całą atmosferę zakłopotania podgrzewają świąteczne piosenki, których mam już serdecznie dość (Sinatro, Bublé - nienawidzę was z całego serca)… I dlatego słucham pseudo-folkowych kawałków, będących po części ich substytutem. Melodie rodem z Podhala niosą w sobie zimę, nawet jeśli ich twórcy mieszają etniczne rytmy z gorącym elektro.


czwartek, 28 listopada 2013

Technika stop motion, czyli animacje, które pokochasz od pierwszej klatki

anigif2

(Poniższy, nieco dadaistyczny post składa się z 63 słów będących niegdyś nagłówkami trzech numerów “Przekroju”, za którym tęsknię)

sobota, 16 listopada 2013

Polscy artyści, którzy nie dali dupy tej jesieni

xdBardzo dobrze pamiętam swoje dzieciństwo, zwłaszcza czasy ukradkowego wynoszenia na dwór najbardziej drogocennego skarbu rodzinnego – Walkmana. Nie zwracając uwagi na to, czy za chwilę w uszach zagra mi Edyta Geppert, Andrzej Zaucha, Czerwone Gitary, czy nagranie z sesji psychologicznej mojej mamy (gwoli ścisłości: ona - psycholog, pacjent – pacjent) byłam ogromnie podjarana faktem, że mogę słuchać wszystkiego, dosłownie wszędzie. Zakładałam słuchawki  i szłam przez osiedle mijając pryszczate twarze zazdrosnych dzieciaków…

(Dygresja - któregoś razu odkryłam, że wartość rzeczy upuszczonej na asfalt jest wprost proporcjonalna do ilości dni, przez które nie będziemy chcieli siadać na własnym tyłku…)

Dzisiaj już nikogo nie dziwi fakt, że idąc ulicą mijamy dziesiątki ludzi słuchających muzyki. Czasami rzadki obrazek człowieka koło siedemdziesiątki trzymającego w ręku Walkmana wywołuje uśmiech i ochotę by przewinąć taśmę przy pomocy ołówka. Po chwili namysłu przychodzi jednak refleksja - ulubiona kaseta Krzysztofa Krawczyka zawiera jedynie ułamek jego twórczości, a w naszym telefonie mieści się cała dyskografia.

Muszę się wam do czegoś przyznać. Bardzo długo ukrywałam ten fakt, ale wreszcie nastał odpowiedni moment, by wyjawić prawdę… (Wdech, wydech, wdech, wydech…) Bo ja yyy… nie przepadam za polskimi artystami. Liczba ich piosenek na mojej liście odtwarzania jest pewnie równie znikoma, co ilość dresów w lakierkach podczas Marszu Niepodległości. Nie wiem, czy to kwestia tego, że słysząc po raz wtóry nowy kawałek o księżniczce i księciu mam ochotę emigrować jak najdalej stąd, ale naprawdę rzadko sięgam po nowości z naszego poletka i zdecydowanie łatwiej zakochuję się w zagranicznych piosenkach.

Jeśli cierpicie na podobną przypadłość i szukacie świeżych inspiracji prosto z kraju płonącej tęczy, to dobrze trafiliście. Tej jesieni odnalazłam kilka przyjemnych kawałków, którymi chce się z wami podzielić…

Dawid Podsiadło jest przykładem, że po X Factor wcale nie trzeba się sprzedać, żeby ktokolwiek czekał na nasz nowy kawałek.


niedziela, 10 listopada 2013

Pieniądze dają szczęście, ale nie dają marzeń

1234991_535825256471398_1447168592_nBędąc małym dzieckiem trwałam w przekonaniu, że gdy odwracam wzrok moje zabawki ożywają. Czasami wbiegałam do pokoju, żeby złapać je na gorącym uczynku i chociaż nigdy nie potwierdziłam mojej teorii na miarę Einsteina, to nadal wyobrażałam sobie, że mają magiczną moc. Wieczorami układałam je na podłodze, żeby nie musiały schodzić z półek po ciemku. Później dorosłam…
W świecie ludzi poważnych, których wolność zaczyna się dziesiątego każdego miesiąca, a kończy wraz z ostatnią parówką w lodówce, bardzo rzadko jest czas na marzenia. Wszystko przeliczamy na pieniądze, bo to one napędzają rzeczywistość. Bez kilku cyfr na koncie bankowym stajemy się nerwowi i słusznie, bo dzięki nim w  możemy mieć niemal wszystko -  począwszy od emocji, na relacjach skończywszy. Jednak nawet w czasach, w których bez sławy, czy fortuny jesteśmy tylko “jedynymi z” nikt nie wmówi mi, że do marzenia potrzeba nam konta w banku…

sobota, 12 października 2013

Filmowa zgaduj-zgadula dla wzrokowców

Jak dobrze, że nie jestem blogerką modową… Gdyby mnie zapytano o pokaz Schleswiga i Holsteina odparłabym, iż projektanci toną wraz ze swoją najnowszą kolekcją, a ich militarne dodatki przejadły się dwa sezony temu. Byłabym fatalną szafiarką ze względu na częstotliwość dodawania postów, więc tuż po zdjęciach w totalnie letniej stylizacji (sfotografowanej na Costa del Manu) pojawiłyby się te, na których w wełnianych skarpetach oraz białych kozaczkach biegnę przez park Poniatowskiego, albo karmię tamtejsze wiewiórki.  Wiem, brzmi zachęcająco (lub zniechęcająco). Póki co zostaję przy starej formule, a wytrwałym, czekającym od ponad miesiąc na moje blogowe marudzenie należy się odpowiednie powitanie…


środa, 28 sierpnia 2013

Wszystko lato, co się kończy. Kulturalne wspomnienie wakacji w filmach

Celebrowanie kilku tygodni polskiego lata dobiega końca. Zdesperowane fanki naturalnej opalenizny łapią ostatki słońca w solariach mając przy tym nadzieję, że nadzwyczaj (nie)naturalna karnacja podtrzymywana samoopalaczami przetrwa aż do karnawału. Męska część turnusu do Ustki może już bez skrępowania zdjąć ultra przewiewne sandały zastępując je wygodnymi adidasami i skarpetami z froty. Podczas niedzielnych obiadów domownicy oglądają zdjęcia babci z Ciechocinka śliniąc się bardziej na widok tężni, niż schabowego.
Nadciągający wrzesień daje się poznać po rześkim powietrzu, tudzież po odgłosach - matki wydzierają się na swoje dzieci, bo ich nowe podręczniki kosztowały tyle, co równowartość półrocznej renty dziadka, więc nici z tegorocznego last minute do Egiptu. Spóźnionym wczasowiczom pozostaje zimny, wietrzny, a także nudny Bałtyk, znad którego pod koniec sierpnia uciekają nawet morsy, budki z kebabami, Kubuś Puchatek, Prosiaczek, Tygrysek i wkur...zający wszystkich plażowiczów handlarze prażonej kukurydzy.
Szczerze ubolewam nad spaniem w skarpetkach oraz krótszymi dniami, lecz gruncie rzeczy cieszę się, że ludzie wracają z wakacji i zaczynają blednąć. Może niebawem nie będę wyglądała jak albinos, który spędził kilka upalnych tygodni w mieście poszukując pracy marzeń (oczywiście bezskutecznie, a już chciałam obalić mit pokolenia Milenium). Zatem jeśli mam żegnać lato, to przynajmniej pięknym akcentem, czyli nowymi piosenkami na mojej liście odtwarzania:
Do zapętlenia na dziś! :)
A skoro polska, złota jesień zaczęła zbierać swe żniwa, to czemu nie przedłużyć wspomnienia pięknego lata filmami przepełnionymi słońcem i egzotycznymi widokami?

***
You Instead (2011)
You-InsteadSą filmy, których oglądanie ma być czynnością pomiędzy gotowaniem obiadu a trzepaniem dywanu. Nie pokłada się w nich wielkich nadziei, bo jak mieć oczekiwania wobec filmu kręconego przez pięć dni jednego ze szkockich festiwali muzycznych? Jednak nawet  brak rozbudowanej fabuły, wyrazistych postaci, czy scenariusz jakby pisany tuż przed kręceniem zdjęć nie przeszkadzają w tym, by dobrze się bawić i polubić tę błahą historyjkę. “You instead” to gratka dla festiwalowych wyjadaczy, koncertowych bywalców, hipsterów albo niespełnionych muzyków. Oprócz wprowadzenia nas w specyficzny klimat wydarzenia reżyser oferuje masę dobrej muzyki, beztroski oraz młodości, po której zostaną tylko wspomnienia. 313567.1


I tak oto odkryłam mój ulubiony cover “Tainted love”.

















czwartek, 15 sierpnia 2013

Wakacyjne hity w wersji light, czyli subiektywne zestawienie coverów

IMG_20130815_224623Wielkie miasto latem jest jak karuzela przyciągająca ludzi wyczekujących niesamowitej zabawy. Początkowo można zachłysnąć się nową rzeczywistością oraz czerpać w najlepsze. Po krótkim czasie natężona zabawa nudzi, świat wiruje dalej, aż człowiekowi robi się niedobrze (niechaj żyją eufemizmy!). Z rozdrażnieniem skacze, ale po ochłonięciu chętnie by na karuzelę wrócił. Chociaż nie ma tam wielu rozrywek i właściwie wszystko krąży wokół jednej, dwóch atrakcji, to i tak każdy pragnie chociaż przez dzień, wieczór, godzinkę, minutkę… ugrzęznąć w wielkim mieście.
Wieczorami główną ulicą Łodzi maszerują hordy turystów wołających ochoczo “jak dojść na Piotrkowską?”. To ponoć serce miasta, do którego najwyraźniej trudno dotrzeć. Również miastowi stojąc na Piotrkowskiej nie wiedzą, czy trafili właśnie do strefy gazy, czy na plac budowy A2. Niestety, nawet na sławnej (rozkopanej) Pietrynie pokłady możliwości spędzenia wieczoru kończą się bardzo szybko i ostatecznie większość przedstawicieli pokolenia Milenium ląduje w klubach, gdzie przy pewnym stanie zmęczenia, człowieka zachwyca absolutnie wszystko, nawet muzyka. Tak, muzyka jest wtedy świetna. Sprawy wyglądają inaczej dopiero rano, gdy względnie trzeźwy człowiek wklepuje do wyszukiwarki bliżej niezrozumiałe “La la la”, by po kilku sekundach znaleźć tę przepiękną balladę, przy której ubiegłej nocy zabawa ze znajomymi mogłaby trwać kilka godzin. Na kacu trwa co najwyżej pierwsze pięć sekund, bo ‘kawałek zbyt energiczny, krzykliwy, a właściwie gdzie podziała się butelka z wodą i aspiryna?’.

Jednak z myślą o osobach jedynie od święta przytupujących w rytm klubowych hitów zebrałam moje ulubione covery bardzo popularnych piosenek. Smacznego!

1. Daft Punk – Get Lucky

Oglądając teledysk prycham, bo przegrałam w swoim życiu starcie z cymbałkami i fletem prostym, a George to jak widać (i słychać) genialny multiinstrumentalista.

piątek, 9 sierpnia 2013

Grzechy pokolenia Milenium w porysunkach Magdy Danaj

531548_10151325032733314_1195913619_nPodobno jako przedstawiciele młodego pokolenia jesteśmy hedonistami, którzy bez skrupułów w każdej sprawie przyjmują postawę roszczeniową. Bywamy ambitni, dużo chcemy, jednak za mało dajemy. Nasza pewność siebie góruje ponad innymi cechami. Od poniedziałku narzekamy na życie, lecz przez cały tydzień nie robimy absolutnie nic by je zmienić. Oprócz tego nie radzimy sobie z dorosłością i pozostajemy na utrzymaniu rodziców przez kilka pierwszych dekad naszej bezradności (a przecież jako młodzi oraz pracowici moglibyśmy chociażby smażyć naleśniki).
26335_10151303223068314_1603736557_n












Jesteśmy zdolni, choć posiadany potencjał wykorzystujemy jedynie w czterdziestu procentach (40% czystej, w piątkowy wieczór). Myślimy, że pracodawcy zaczną się o nas bić, jednakże pustawe CV trafia do kosza zanim ktokolwiek wykręci nasz numer. Gdy mimo deklarowanego ateizmu, wymodlimy u Latającego Potwora Spaghetti pracę, ale zamiast odnosić sukcesy będziemy przynosić przełożonemu świeżo zmieloną kawę (natrafiając po drodze na szklany sufit) – szybko zrezygnujemy.

środa, 24 lipca 2013

"Zakochana bez pamięci", czyli recenzja filmu o urwanym filmie...

Wakacje to nadzwyczaj filmowy okres. Oprócz wylegiwania się w domu przed telewizorem, czy komputerem w tej samej pidżamie przez kilka tygodni można spędzić je nieco aktywniej – leżąc w pidżamie na plenerowych pokazach filmów (na przykład na Polówce, czy Letnim Kinematografie Rozrywkowym). Sama jeszcze nie byłam, bo gdy tylko pojawiła się okazja, to Łódź akurat tonęła w deszczu (a ja w rozpaczy). Jednak już szykuję kocyk, kakałko, perfumy zastępuję preparatem na komary i niebawem ruszam na jakiś plenerowy seans, no chyba, że wypadnie mi wyjazd rodem ze Spotted: MPK Łódź:
Propozycja mało ma wspólnego ze spotted, ale może ktoś? ;) Szukam sympatycznej dziewczyny na wspólny wypad na pięć dni do Paryża. Wycieczka autokarowa połączona ze zwiedzaniem kontakt przez Spotted Adminów. Tymczasem, dobrej nocy.
Gdy rozważyłam wszystkie za i przeciw wysłaniu swojej kandydatury stwierdziłam, iż moje zdjęcie w CV “z ironicznym uśmieszkiem” na pewno nie przekona potencjalnego sponsora, psychopaty oraz zabójcy w jednym, że to właśnie ja jestem wymarzoną towarzyszką do porannego Camembert’a z bagietą (no chyba, że planował zabrać ser pleśniowy z osiedlowego spożywczaka). Wpadłam nawet na pomysł upicia się do nieprzytomności, co pomogłoby uniknąć rozmowy w autobusie, a za odrobiną szczęścia mogłabym trafić jak kobieta w tej reklamie:
Znam jednak rzeczywistość i nie sądzę, że George przebywa teraz w Paryżu, a jeśli już owy sponsor miałby mnie komuś sprzedać, to pewnie człowiekowi wschodu, dostającemu ślinotoku na widok blondynek. Obeszłam się jedynie smakiem stolicy Francji, dlatego postanowiłam wynagrodzić sobie podróżniczy głód francuskim kinem. Zupełnie przypadkiem trafiłam na film, który na całe szczęście oglądałam bez towarzystwa i makijażu (a to całkiem logiczne, że jak nie mam makijażu, to o towarzystwo nie zabiegam). W życiu widziałam już dziesiątki produkcji rozklejających największych twardzieli, ale moja reakcja w tym przypadku przebiła nawet histerię po śmierci Mufasy.

piątek, 12 lipca 2013

Muzyka na lato, czyli inspirujący Nick Bertke (Pogo)

Chyba wyczerpałam limit słów na ten rok, bo od miesiąca nic nie pisałam, zdania mi się ze sobą nie kleiły, a jak już kleiły, to daleko im było do filozoficznych wywodów Coelho (zwyczajnie nie trzymam poziomu przyszłej laureatki literackiego Nobla). Dlatego dziś serwuję wam post muzyczny i powoli się rozbudzam.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

"Nie jestem dziewczyną w dresie, ale czasem słucham hip-hopu" - subiektywne zestawienie kawałków hip-hopowych

Chyba każdy Polak wie, że w Łodzi na jeden metr kwadratowy przypada więcej ortalionu, niż tlenu. Przyjezdnych wszystko kuje w oczy – szare, zaniedbane kamienice, wymieszane z odnawianymi elewacjami, które jeszcze przed ukończonym remontem krzyczą, że “ŁKS nie płakał po Papieżu”. Idąc chodnikiem w wysokich butach można skończyć u protetyka, w lepszym wypadku u chirurga i na sesji rentgenowskiej. A to wszystko dlatego, że Łódź nie jest dla “elegancików i ich pięknych z frędzlami bucików”, Łódź jest dla ludzi z kamienic, trzepaków, blokowisk, fabryk i targowisk. Żyjąc w tym mieście dziewięć miesięcy i oddychając powietrzem, które chwilami staje w gardle, można diametralnie zmienić swój punkt widzenia. I chociaż chodniki nie są po czasie równiejsze, ulice nie są krótsze, a tramwaje nie przyjeżdżają o odpowiedniej godzinie, to każdy nowo napotkany człowiek zadziwia jeszcze bardziej.
Na jednej z moich ulubionych ulic stoi budynek, w którym przyszła elita polskich mediów pracuje na magiczny tytuł magistra i marnuje najlepsze lata swojego życia. Tuż obok owego budynku znajduje się plac zabaw, gdzie od bladego świtu do późnego wieczora bawią się dzieciaki z okolicznych bloków oraz kamienic. Na ławkach przesiadują dziadkowie, babcie i matki, wszyscy pilnują, by ich pociechy nie żarły piasku, patyków, ani swoich rówieśników. Obok kilku metalowych atrakcji pomalowanych na pstrokate kolory jest miejsce, gdzie samopas bawią się trochę starsze dzieci. Najczęściej ich rozrywka ogranicza się do stukania toastów napojami wysokoprocentowymi, więc jak się domyślacie towarzystwo na kilkunastu metrach kwadratowych jest tak samo wymieszane, jak alkohol po zderzeniu owych butelek.