sobota, 23 lutego 2013

Szukajcie, a znajdziecie - refleksje na temat mody i muzyki

Żyjemy w kulturze biegaczy. Wy też nimi jesteście, nawet jeśli Wasz sprint ogranicza się jedynie do wyścigu z nadjeżdżającym tramwajem, albo kipiącym mlekiem. Nasz styl życia oznacza pośpiech, dlatego tak trudno jest złapać oddech, spokojnie pomyśleć i wybrać to, co najlepsze. Wszyscy, którzy pragną nadążać za trendami nie mają czasu na zimną kalkulację, biorą z życia, to co modne a niekoniecznie dla nich odpowiednie.

Po pierwsze moda
Z każdym kolejnym sezonem świat mody coraz bardziej mnie zaskakuje. Nie jest to reakcja na poziomie lekkiego zdziwienia i szybkiego pogodzenia się z tym, co oferują nam chociażby popularne sieciówki, ale szok trwający całe miesiące połączony z ogromnym zażenowaniem. Czy nam się to podoba, czy nie jest ona częścią kultury. Mimo, że prędzej ubrałabym "Damę z łasiczką", niż w dresy i szpilki, to często modę określa się również mianem sztuki. Jako zwykły zjadacz chleba od dłuższego czasu staram się zrozumieć całą politykę rządzącą fashion światkiem oraz przetrawić to, że w dużej części owe projektowanie polega jedynie na prześciganiu się w innowacjach.
Podpatrując blogi o modzie utwierdzam się w przekonaniu, że im ktoś wygląda gorzej (bardziej tandetnie), tym jego wyczucie stylu jest mocniej doceniane. Oprócz wspomnianych wcześniej dresów i szpilek, które wbrew moim oczekiwaniom nie zawojowały łódzkich chodników, jest wiele podobnych smaczków będących nieustającą inspiracją dla tzw. ofiar mody. Mój uśmiech pojawia się na samą myśl o niebieskich szminkach, albo moro-modzie skutecznie zalewającej sieciówki przez ostatnie miesiące. Szczerze powiedziawszy trafia mnie jasna cholera, gdy wchodzę do sklepu i czuję się jak na poligonie (klik). Oprócz myśli samobójczych oraz poczucia bezradności dochodzę do wniosku, że prędzej ubrałabym się na wojnę, niż na ulicę (wiem, brzmi to co najmniej dwuznacznie).
Niestety w stosunku do wszelkich nowości w tej dziedzinie sztuki jestem bardzo konserwatywna i nie wiem jakbym się starała umiałam zaakceptować tylko jedną tendencję, która idealnie wpasowała się w narodową kulturę i zajęła podium w ulubionych stylizacjach potencjalnych polaków. Oczywiście chodzi tu o połączenie skarpetek z sandałkami, albo klapkami. Widok ten zawsze przyprawia mnie o niepohamowany atak śmiechu, wzbudza optymizm, ale daje również nadzieję na to, że klasyka w kwestii dobierania elementów garderoby przez nasze społeczeństwo prędko nie zaniknie. Z utęsknieniem wyczekuję lata, by taki nastrój nie opuszczał mnie nawet na sekundę.

Po drugie muzyka
By utrzymać odpowiednie tempo i nadążać za światem musimy nieustannie się czymś nakręcać. Jeśli nie przepadamy za ciężkimi narkotykami, to pozostaje nam muzyka - coraz szybsza, głośniejsza, bardziej przewidywalna. Biegając ze szmatą w sobotnie popołudnie od Chopina wolimy Pitbulla, nie ma w tym nic dziwnego. W ten sposób nadajemy dniu rytm, pobudzamy się do aktywności i mechanicznego wykonywania czynności, czyli sami stajemy się taką piosenką.
Słuchamy tego, co podsunie nam większość, albo zaoferuje popkultura. Selekcja wymaga czasu a my cierpimy na jego wieczny deficyt. Skoro nawet na powierzchowną eliminację bezwartościowych treści nie mamy chwili, to na zrozumienie sensu tym bardziej. Dlatego właśnie współcześni twórcy często pierwsi wyciągają do nas rękę i skupiają naszą uwagę jedynie na przerośniętej formie, zupełnie odrzucając pojęcie treści. Oczywiście są bardziej ambitni, ale w ich wypadku sukces jest niczym los wygrany na loterii.
Nie muszę pewnie podawać przykładów najbardziej zaskakujących hitów ostatnich miesięcy, bo ten kto uważał na lekcjach angielskiego (przynajmniej w podstawówce) rozgryzie nawet nadzwyczaj ambitne metafory (tj. gwizdanie w gwizdek). W celu rozbudowania tematu odsyłam do Wzniosłych treści obcych pieśni Cezika.
Ja również się nabieram, jednak niespodzianki zdarzają się na mojej liście odtwarzania dosyć rzadko. Pomijam oczywiście sobotnie bieganie z odkurzaczem w rytm Gangnam Style, albo innych wakacyjnych hitów, które budzą we mnie przede wszystkim przyjemne wspomnienia, a nie nobilitują do rozmyślania nad treścią. Od pewnego czasu wsłuchuję się, a nie tylko słucham, ale gdyby nie czujność najlepszego filologa na UŁ, to najpewniej do dziś w otępieniu rozkoszowałabym się całokształtem utworów, a nie ich merytoryczną stroną. 

(To jest mój ulubiony kwiatek!)


PS Ja dziś zwalniam, zakładam dresy do adidasów, albo szpilki do sukienki, wyłączam otumaniające piosenki i ze szmatą w ręku rozpoczynam szybkie sprzątanie stajni Augiasza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Można niekoniecznie grzecznie...