środa, 29 maja 2013

#Inspiracja #Egzaltacja #1

[Przedmowa]
W tym roku maj to mój ulubiony miesiąc, szczególnie ten łódzki maj kryjący w sobie wiele pięknych obrazków. Gdy tylko świeci słońce desperaci rozkładają w parkach kocyki i próbują przez kilka godzin nadrobić ostatnie dziesięć miesięcy zimy.  Na dodatek świat kwitnie, a pod blokiem pachnie konwaliami i obiadem, tylko w “piętnastce” trąci spoconymi ciałami. Z tego powodu część podróżnych ostentacyjnie wypina się na komunikację miejską, ale ta wcale nie bankrutuje, bo system karania gapowiczów działa tu nadzwyczaj prężnie. Z okazji nienagannej pogody wśród oburzonej części łodzian rodzi się nagła chęć do pedałowania. Nagle wszyscy naprawiają w swych składakach dynama, by chwilę później zwinnie omijać zastępy matek z wózkami. Matki są tam nieprzypadkowo, podobno spaliny z ruchliwych ulic działają wspaniale na rozwój dziecka (uprzedzając pytania - tylko łódzkie spaliny).
Lecz są dni, gdy tuż po otworzeniu oczu człowiek dochodzi do wniosku, że nazwa miasta jest nieprzypadkowa, że nie nadał jej pijany król, ksiądz, albo wójt. Nawet przez głowę przebiega myśl, by w rozpaczy skoczyć z balkonu, ale człowiek nie ryba, chociaż ryby lubi. Wieczorem razem ze studencką bracią wywleka się ze stancji, czy akademika, by wziąć ostatni oddech wolności na Piotrkowskiej i zalać w trupa przed nadchodzącą sesją. Miasto płynie, a maj daje wiele inspiracji.
[Ni do tańca, ni różańca]
The-National-Trouble-Will-Find-Me-608x608Jak to już z ulubionymi zespołami bywa, pokładamy w nich ogromne nadzieje, nadzieje największe. Bo przecież można zawieść się na mamie, że nie pozwoliła wyjść na dyskotekę w remizie, na chłopaku, że nie opuścił klapy od sedesu, na kasjerce, że ma akryle, a one wyszły z mody, jednak ulubione zespoły nie są po to by przynosić nam rozczarowanie, są po to, by siadać w tramwaju i nie słyszeć chrząkania kobiety stojącej tuż obok, by zagłuszać wykładowcę i by być ulubionymi.
Odkąd przeczytałam, że The National wyda nowy album byłam nadzwyczaj szczęśliwa. Zasłużyli sobie na miano moich faworytów dwa lata temu, gdy przesłuchałam “High Violet” i do tej pory podtrzymuję - to najlepsze, co odkryłam w swoim życiu (wiem, w porównaniu Edisonem wypadam słabo). Ich najnowsza płyta “Trouble Will Find Me” będzie idealna dla ludzi lubiących maltretować (lub delektować) się smutną muzyką i najpiękniejszym barytonem na kuli ziemskiej. Początkowo moja głowa była przepołowiona, (jak ta na okładce, wiedzieli co wybrać!), bo nie potrafiłam określić, czy album jest dobry, czy zbyt jednolity, czy lubię, czy raczej mnie zawiedli. Jednakże po kilku dniach z zapętlonym Mattem w słuchawkach czerpię z tego co raz większą przyjemność, polecam więc słuchać.


[Na dużym ekranie sci-fi dają panie]
Wyobraźcie sobie sytuację, siadacie w sali kinowej o 9 rano, fotel uwiera was w krzyżu, dostajecie cholery, zresztą nic dziwnego - jesteście tam bez porannej dawki kofeiny, po 4 godzinach snu i z kilkudniowym przemęczeniem, którego nie zakryła nawet tona makijażu. Nagle na ekranie widzicie coś, na co czekaliście ponad rok. Już od pierwszych sekund czujecie, że to coś więcej, niż uczta dla oka, coś więcej, niż kolejny film.
Łono” to opowieść, w której od samego początku wodzimy wzrokiem za główną bohaterką - Rebeccą (Eva Green). Jako mała dziewczynka podczas wakacji przebywa w nadmorskiej miejscowości u swojego dziadka. Właśnie tam poznaje wyjątkowego chłopca – Tomasa (Matt Smith). Pomiędzy dziećmi rodzi się niezwykła, przepełniona niedopowiedzeniami relacja, którą przerywa jej niespodziewana przeprowadzka do Tokio.
WOMB, Director Benedek Fliegauf<br />[ (c) Wolfgang Borrs, Wiener Str. 11, D-10999 B e r l i n, Mobile +49.171.5332491, www.borrs.de, info@borrs.de ]Po kilkunastu latach od wyjazdu Rebecca wraca do miejsca z dzieciństwa, odnajduje przyjaciela sprzed lat i definiuje uczucie, które każde z nich skrywało w sobie przez okres rozłąki. Chwile błogiego szczęścia, spacerów po zachwycającej plaży i beztroski przerywa… (zapada kurtyna, spojlerka ewoluuje w blogerkę).
Wychodzę z założenia, iż zdradzanie części fabuły niektórych filmów to nieporozumienie i “Łono” jest tego najlepszym przykładem. Tym, którzy mają ochotę mi zaufać i obejrzeć obiecuję - nawet jeśli scenariusz (w gruncie rzeczy dramat sci-fi), czy nieprzeciętna aparycja Matta Smith’a was nie porwie, to niepokojąca gra Evy Green i zdjęcia wynagrodzą wszystko. Uczta wizualna napełnia głowę inspiracjami - melancholijne i statyczne kadry składają się na obrazy znakomite do tego stopnia, że właściwie każda klatka mogłaby stanowić odrębne zdjęcie, które chciałabym mieć na swojej ścianie.
283416.1Dla uprzedzonych do wszystkich ‘potworków’, które powstały z połączenia tych dwóch gatunków filmowych – też za takimi koligacjami nie przepadam, ale tutaj motyw ‘niemożliwości’ zdaje się być bardzo prawdopodobny do zaistnienia (tylko za kilkanaście/kilkadziesiąt lat). Zresztą owa historia dotyka wielu moralnych kwestii, nie tylko tych widocznych na pierwszy rzut oka.
A tak na marginesie, to mój ulubiony film, po którym nie potrafiłam wstać z tego niewygodnego fotela., cały dzień byłam dziwnie roztrzęsiona (jakbym co najmniej przedawkowała acodin, albo wypiła dziesięć kaw) oraz podekscytowana, bowiem produkcja przerosła moje najśmielsze oczekiwania.

[Internety i gazety]
Ostatni fotel po prawej stroniePorysunkiDziewczynka z aparatamiWywiad z Tomkiem Kwaśniewskim w Przekroju


6 komentarzy:

  1. fotograficznie i nie tylko, takie posty jak ten powyżej też są zacne :) W którym łódzkim kinie można obejrzeć Łono?
    Dziękuję za głos :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety chyba w żadnym. Mi udało się przy okazji Kamery Akcji. Podobno można znaleźć w internecie (ale przecież nie mogę nakłaniać do łamania prawa!). :)

      Usuń
    2. cholerka, w takich momentach tęsknię za Cytryną

      Usuń
    3. Nie miałam okazji, ale się nasłuchałam. Podobno Charlie ma nie takie najgorsze seanse.

      Usuń
  2. Piękny film. Myśli się po nim kadrami, aż miło.

    xoxo

    OdpowiedzUsuń

Można niekoniecznie grzecznie...