czwartek, 7 lutego 2013

Na studia wszędzie, byle nie do Łodzi...


Mieszkam w Łodzi, jej mieszkańcy nadali miastu miano "Hipstera miast", kojarzycie? Tak, to właśnie tutaj możecie zobaczyć wynik sporu lokalnych klubów sportowych pod postacią przezabawnych napisów na murach (moje ulubione - "ŁKS jeździ na wakacje do Zgierza", "ŁKS robi herbatę z wody po pierogach", "ŁKS nie wita dnia uśmiechem" oraz "RTS lubi ŁKS", więcej na Futbol Factory po łódzku).
To również miejsce, gdzie biżuterią ludzi w dresach są kastety, a ulubionym dodatkiem do stroju szydełkowe szaliki (wśród miejscowych przeważają dwa modele - pierwszy, drugi, podobno za takie z "L" biją - nie w szczepionkę, ale w mordę).
Wszędzie, gdzie się człowiek nie obejrzy, tam stoją: bramy, sklepy, skwery, parki, przejścia podziemne, klatki, bloki, kościoły - reguł brak. Czasem ma się wrażenie, że Łódź tętni życiem tylko dzięki nim. W tramwajach zajmują wolne miejsca, a gdy tych nie starcza wdają się w burdę nawet z "kobietami w wieku moherowym". Toteż jeśli już jesteście zmuszeni jechać komunikacją miejską, pod żadnym pozorem nie siadajcie i asekuracyjnie noście ze sobą gaz pieprzowy, albo paralizator.

Polacy kochają szufladkować. Gdy wybierałam sobie miasto, w którym chcę studiować i mieszkać przez kolejne (przynajmniej) trzy lata, to robiłam rozeznanie wśród znajomych kto? gdzie? jak? - zgodna większość kwitowała moją decyzję - "Łódź to syf, tam nic nie ma, tylko Manufaktura". Oh, srsly? Do znawców, którzy przyjeżdżają tutaj w jednym celu: miasto naprawdę nie kończy się na Galerii Handlowej "Manufaktura". Mamy jeszcze Galerię Łódzką, Port Łódź, Pasaż Łódzki, Rynek Bałucki...

Do rzeczy. Przez pięć miesięcy ani razu przez miasto nie miałam ochoty spakować swoich rzeczy i wracać do domu (wcale nie dlatego, że przywiozłam tutaj swój cały pierdolnik i musiałabym wynająć tira, by to zabrać z powrotem). Trzeba przyznać, że Łódź ma wiele wad (może nawet więcej, niż zalet), ale wystarczy odpowiednie nastawienie, albo trochę wyrozumiałości, by je wyśmiać.

Niebezpieczne, same dresy i patologia.
Nieprawda. Ludzie w dresach są kochani, aż chciałoby się przytulić wszystkich, którzy z piwami stoją w bramach, albo przynajmniej napić się z nimi. Wbrew pozorom mamy tutaj pewnie tyle samo wielbicieli trzech pasków zdobiących odzież co Wrocław, albo Kraków (podobno w Warszawie od jakiegoś czasu nawet dresy nie chcą mieszkać). Łodzianie mówią, co osobiście potwierdzam, że NAWET w tym mieście nocą można czuć się bezpiecznie, chyba, że sami szukamy kłopotów.
Patologia, moje ulubione słowo, można ładnie zdrabniać - patolka. A gdzie jej nie ma? Podobno w Szczecinie, bo najdroższe miasto w Polsce, a gdzie bieda, tam patola. (Co za bzdury...).

Oprócz Piotrkowskiej wszędzie "syf", dominuje szare, pofabryczne budownictwo, zaniedbane kamienice i dziurawe drogi.
Nieprawda. Nawet na Piotrkowskiej burdel, robią ścieżkę rowerową. Znacie jakieś miasto w Polsce, gdzie poza centrum tego "syfu" nie ma? Ja nie. Jest on zarówno w Katowicach, w Gdańsku, to i Łódź go ma (bo dlaczego ma nie mieć?).
Trochę nazbierało się tych zaniedbanych budynków z ogromnym potencjałem, gdy tylko je widzę - pęka mi serce. Chociaż pociesza mnie informacja, że są stopniowo odnawiane, i to nie tylko te na Piotrkowskiej. Co więcej - dzieje się, bo by miasto wyglądało trochę schludniej - nie tak dawno stare budy, w których ktoś kiedyś sprzedawał kebaby, rajstopy, albo krzyżówki poznikały z centrum.
A pofabryczne budownictwo? Dobrze zaadoptowane - coś pięknego, powód do dumy, nie do wstydu.
O drogach mogłabym się rozwodzić, że jest źle, że "są tu takie dziury, że trzeba jeździć szlaczkiem, by nie zgubić gdzieś podwozia", gdyby to nie był standard. Nie oszukujmy się, ulice w Polsce (pewnie nawet w bogatym Szczecinie) do złudzenia przypominają ser szwajcarski.

Sami hipsterzy.
Właściwie to nie, tutaj zyskujesz miano hipstera dopiero wtedy, gdy nie masz dresów. Jak już wcześniej ustaliłam, większość mieszkańców wyznaje ortalion, modli się do niego i nosi go (nie tylko w niedziele). Jednak dopóki nie otworzą nam Starbucksa (negocjacje trwają, łódzcy hipsterzy na facebooku błagają, nienawistni hejterzy nienawistnie hejtują), to ci niekoniecznie przekonani do fasonu dresów, wolący zmysłowo przylegające do tyłka rurki, siedzą raczej w domach i palą djarumy wiśniowe popijając kawą w z McDonalda (o takich i podobnych nawykach dowiecie się z Łódzkiego Banana).

Edukacja.
Początkowo chciałam napisać też coś o swojej uczelni, ale co tu dużo mówić - nic nie uczą, wymagają rzeczy z kosmosu, wszystkich oblewają i mają gdzieś to, czy zamierzamy poprawiać przedmioty, czy jednak nie. Jest tak samo jak na wszystkich uczelniach świata, bo studenci to podgatunek człowieka i nikt nas nie szanuje...

Morał.
A teraz już zupełnie poważnie, bo powyżej jedynie się z Wami droczyłam. W tym mieście dzieje się naprawdę wiele, co chwila, koncerty, imprezy, wystawy, festiwale, spotkania autorskie i wiele innych. Nic nowego, jak w każdym dużym mieście - ale ważne, że można znaleźć coś dla siebie. Pod wieloma względami Łódź się nie wyróżnia, ale dla mnie jest miejscem bardziej osobistym, w końcu to mój drugi dom, tu studiuję, mieszkam, żyję. Jeśli macie przed sobą ogromny dylemat związany z miastem waszych marzeń (studiów) nie sugerujcie się pierwszym wrażeniem, poznajcie to miejsce, zbadajcie teren, wypytajcie, zakochajcie się w nim. Mam cichą nadzieję, że może dla kogoś z Was takim miejscem będzie Łódź.

PS Czuję się jak adoptowana, lokalna patriotka!


17 komentarzy:

  1. ,,jesteśmy w mieście Łodzi, gdzie nawet bieganie psom szkodzi" ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego, to nie znałam! Zabawne. :D

      Usuń
    2. mówi to Pazura w filmie ,,Nic śmiesznego" ;D

      Usuń
  2. dzięki za tę świetną notkę! szukałam czegoś podobnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przybijmy wirtualną piątkę! mieszkam w Łodzi już 3 rok i uwielbiam się szwędac po mieście z aparatem nazywając je najładniejszym najbrzydszym miastem na świecie. Zanim zdecydowałam się na studia, też zawsze miałam w głowie myśl 'tylko nie łódź', a teraz bardzo się cieszę, że tu mieszkam bo uczę się być bardziej uważna na wszystko dookoła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobnie, bo mimo wszystko zawsze mam w głowie, że duże miasto jest bardziej niebezpiecznie, ale i tak moja czujność została w dużym stopniu uśpiona przez ten czas. Aż wstyd się przyznać, ale byłam na jednym fotograficznym spacerze, muszę nadrobić :)

      Usuń
  4. Weź kalendarz do ręki i przekonaj się, że mamy rok przestępny, dziennikareczko za pięć groszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja odsyłam do kalendarza...
      Wcale nie planuję być dziennikarką, za pięć, czy dziesięć groszy, więc uszczypliwość w tej kwestii można sobie darować.

      Usuń
  5. Maja popieram Cię absolutnie...całkowicie ! Ujęłaś to 'wszystko' idealnie.

    S. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zabrakło miejsca na komunikację miejską, ale to może innym razem, bo o tym można by książkę napisać (i to wcale nie taką najcieńszą :D).

      Usuń
  6. Kocham Cię za te teksty. Są cudowne, dowcipne, czyta się to wyśmienicie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. wreszcie ktoś, kto by (pewnie;)) nie spojrzał na mnie dziwnie, kiedy mówię, że chcę studiować w Łodzi ("przecież jest politechnika w W-wie, wzornictwo też"). Właśnie, nie ma wzornictwa na polibudzie ;/, poza tym zawsze mam pretekst, żeby się wyrwać z domu.
    Ale co to ma być, że "podobno w Warszawie od jakiegoś czasu nawet dresy nie chcą mieszkać"?! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taki pretekst jest niezbędny :) patrząc na to zdanie przez pryzmat całego tekstu, to wcale nie jest ono obrazą, ale ironią, zabiegiem literackim.

      Usuń
  8. Wyznaję zasadę "jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz" i ma ona zastosowanie, prawie, do każdego aspektu życia; w tym i miasta w którym się żyje. Jak chce żeby mi było dobrze, to mi będzie - i tak oto egzystuje sobie w Łodzi już 20 lat. Studia tutaj to totalny syf, to fakt. Ortalion wiedzie prym wszędzie, więc należy przywyknąć, a cała reszta to kwestia przyzwyczajenia. Niech Ci się tu wiedzie ;)

    OdpowiedzUsuń

Można niekoniecznie grzecznie...