czwartek, 21 lutego 2013

Kocham takiego na "S", o moim nowym odkryciu - Spotify

Byłabym w stanie wyobrazić sobie świat bez pilota do telewizora, lotów w kosmos, skarpetek noszonych do sandałów, albo nawet bez dresów chodzących po łódzkich chodnikach (chociaż przyznam, że to byłoby dość trudne). Jednak przeraża mnie perspektywa świata bez muzyki, a właściwie głuchej ciszy towarzyszącej każdorazowej podróży tramwajem, albo autobusem. Dość nieznośna wizja, szczególnie dla tych, których największymi (a w zasadzie jedynymi) kompankami podróży są słuchawki.
Do niedawna byłam bliska depresji, moje słuchawki zaniemogły, a znalezienie zastępczych zajęło mi prawie miesiąc (tak - jestem ciotą, nie wiem, gdzie w tym mieście są sklepy z akcesoriami do telefonów, tak - do końca wierzyłam w cudowne ozdrowienie rzeczy martwych). Toteż przez ten czas jednym uchem zatapiałam się w świecie muzycznej playlisty, a drugim (z zepsutą słuchawką) wysłuchiwałam narzekań kobiet w wieku moherowym na służbę zdrowia, komunikację miejską, niekulturalną młodzież oraz "złodziei z telekomunikacji". Przyznam szczerze, że chwile zwątpienia w ludzkość towarzyszyły mi przy każdej możliwej podróży, ale nauczyły też jednego - wchodząc do tramwaju bez okablowania w oszach nie liczcie, że wyjdziecie stamtąd z uśmiechem (dlatego dla własnego dobra noście je tak samo, jak bieliznę, czyli zawsze).
Obarczona bagażem doświadczeń, nowymi słuchawkami oraz świeżym spojrzeniem na współpasażerów stwierdziłam, że muszę zrobić coś ze swoim życiem, zaczęłam od odświeżenia listy odtwarzania. Zmiany umożliwiła mi moja nowa miłość - Spotify, czyli muzyczny serwis streamingowy. Przyznam szczerze, że przeżyłam szok, czułam się jak neandertalczyk wpuszczony do centrum handlowego, a wszystko dlatego, że od dobrych dwóch lat moje słuchanie muzyki opierało się na YouTube'owych playlistach. Rozwiązanie dość niewygodne, ponieważ po jakimś czasie składały się one w 90 % z tytułów [Film usunięty], przez co gubiłam w czeluściach serwisu ulubione kawałki Braci Figo Fagot, albo Kelly Family.  Nawet nie wspomnę o buforowaniu - z połową osiedla podpinającą się pod moje łącze proces ten trwał wieki. Jak można się domyśleć częściej od muzyki słuchałam chrapania sąsiada, albo bawiłam się w niespełnioną gwiazdę estrady mrucząc piosenki, aż tutaj nagle - nic się nie zacina, nie trzeszczy, nie trzeba czekać. NIEBO!



Co zachwyca mnie w Spotify?

Prostota użytkowania
To aplikacja nawet dla tępych blondynek oraz totalnych technofobów. Zapewne Wasze babcie, które mają problem ze zrozumieniem działania poczty elektronicznej, albo boją się bankomatów po krótkim czasie nauczyłyby się korzystać ze wszystkich opcji jakie oferuje aplikacja. Jej użytkowanie jest wręcz intuicyjne.
Dodatkowo muzyka na stronach wykonawców została posegregowana w albumy, te zaś ułożone są rokiem postania, co znacznie ułatwia odnalezienie szukanej piosenki. Przy każdym autorze widzimy pięć największych hitów, którymi możemy się sugerować jeśli dopiero poznajemy danego twórcę i pragniemy wysłuchać jego najpopularniejsze utwory. (Swoją drogą słowo "hit" jest dość niefortunne w niektórych przypadkach. Wyobrażacie sobie odniesienie go do twórczości Chopina, Tiersena, czy Możdżera?)
Dostępność utworów
Będąc online przez pół roku możecie szaleć za darmo, już bez zaśmiecania dysku kolejnymi albumami ściąganymi po nocach z torrentów. Po tym czasie pojawiają się pewne ograniczenia czasowe, ale odmawiając sobie jednego obiadu, albo dwóch piw miesięcznie i przeznaczając zaoszczędzone pieniądze na abonament (9,99 zł) dalej cieszycie się nieograniczonymi możliwościami aplikacji. Jako, że Spotify jest dostępne w naszym kraju niewiele ponad tydzień, to ze znalezieniem mniej znanych polskich wykonawców może być pewien problem (spokojnie, Krzysztof Krawczyk jest!).
Fantastyczne opcje
Tworzenie playlist, odnajdywanie twórców podobnych do Waszych ulubionych wykonawców, wyszukiwanie piosenek przy pomocy inteligentnego radia, czy też wielu dostępnych aplikacji, scrobblowanie muzyki do konta na Last.fm, to tylko część z opcji czekających na odkrycie.
Szybkość
Wszystko dzieje się błyskawicznie. Nie nabawicie się nerwicy, jak ja przy korzystaniu z serwisu YouTube. Nie będziecie płakać za każdym razem, gdy piosenka zatrzyma się przed refrenem Waszej ulubionej piosenki (przez co nikt dla Was nie zatańczy). Nie będziecie walić głową w ścianę, gdy pojawi się komunikat, że utwór nie jest dostępny w Waszym kraju. Obiecuję.
Kontakt ze znajomymi
To taki trochę muzyczny Facebook, możecie zobaczyć, że Wasz znajomy wstawia na swoją tablicę kawałki Ryśka Peji, a tak naprawdę na Spotify utworzył listę odtwarzania z piosenkami Whitney Huston oraz Bryana Adamsa. Macie również możliwość polecenia mu utworów pasujących do jego prawdziwego gustu muzycznego (np. Jamesa Blunta) bezpośrednio z kokpitu programu 

Się zakochałam.

2 komentarze:

Można niekoniecznie grzecznie...