wtorek, 12 marca 2013

Muzyka, która zrobi Wam dobrze - zestawienie współczesnych utworów w klasycznych aranżacjach

Łódź jest dziwnym miastem. Tutaj tramwaje średnio raz na tydzień zderzają się z osobówkami paraliżując ruch uliczny na kilka godzin, a największe remonty przestrzeni publicznej planuje się na okres zimowy. Jednak z wielu obiegowych mniej, lub bardziej prawdziwych opinii nigdy nie doszła do mnie taka, jakoby w łódzkich blokach ściany miały uszy, dlatego żyję w głębokim przekonaniu, że moje mieszkanie, jak i cały blok są zupełnie wyjątkowe. Czemu? Słyszę każdy szept sąsiada, każdą kłótnię domową, szczekanie znerwicowanego psa, albo poranne śpiewanie w łazience z dezodorantem w ręku. Momentami czuję się jak szpieg demaskujący patologię, ale stopniowo staram się przywyknąć do panujących tutaj zasad. 
Jak już kiedyś wspominałam jestem niespełnionym muzykiem, który nerwowo szuka w sobie odrobiny talentu. Zazwyczaj kończy się i zaczyna tak samo - na karaoke. Nie nazwałabym tego śpiewem, raczej wyciem, które dobiega do przypadkowych przechodniów oraz (jak się pewnie domyślacie) do sąsiadów. Dziś jednak mieszkańcy tego samego pionu postanowili zemścić się za moje codzienne wycie i katowali mnie piękną składanką biesiadnych hitów z ostatniego ćwierćwiecza (za co serdecznie dziękuję). Postanowiłam więc trochę przystopować z rozwijaniem swojego talentu i słuchać piosenek bezsłownych, albo takich, których śpiewanie byłoby dla mnie jedynie profanacją.
Na co dzień nie gustuję w muzyce poważnej. Lubię sobie mruczeć pod nosem teksty piosenek, nawet jeśli są niezbyt ambitne, albo trudne do przełożenia na mój polsko-rosyjsko-angielski akcent. Istnieją wyjątki. Za każdym razem, gdy słyszę Nokturn f-moll op.55 nr 1 Chopina świat staje w miejscu. Zresztą większość jego kompozycji wprawia mnie w dziwny stan euforii, niepokoju i smutku jednocześnie. Czasem jednak szukam na tym, bądź co bądź nieznanym mi gruncie czegoś innego, uwspółcześnionego ale jednocześnie bazującego na muzyce instrumentalnej, dlatego mam dziś dla Was coś z tego worka.

Włączając utwory Davida Garetta nie mam wątpliwości - geniusz. Uwielbiam muzyków, którzy na scenie kipią charyzmą i zarażają każdego słuchacza (nawet jeśli jestem nim ja - siedząca przed szklanym ekranem w dresie, bez makijażu i nie mająca możliwości delektowania się jego muzyką na żywo). Zresztą nie powinnam tutaj wiele pisać. Posłuchajcie (i popatrzcie, ach!) sami.




A oto mój absolutny faworyt...


 Jeśli już zachwycam się piosenkami Nirvany, to nie może tu zabraknąć Leszka Możdżera i jego poruszającego wykonania Smells Like Teen Spirit, które jest zupełnie inne, niż to Davida (w moim odczuciu równie piękne!).
 Imagine również uwielbiam. 


Abstrahując od estetyki obu muzyków (ale zostając przy temacie nadawania drugiego życia współczesnej muzyce) chciałabym Wam polecić belgijski chór kobiecy Scala & Kolacny Brothers.


Zdaje się, że ten utwór wykonują wszyscy wielcy...


Zostawiam Was z niekończącą się listą utworów powyższych twórców, które przez Was jeszcze nieodkryte i jednocześnie modlę się o to, by jutro sąsiedzi zlitowali się nad moim słuchem...

2 komentarze:

  1. Dzięki za dobrą muzykę! Genialne 'smells like teen spirit' Możdżera i 'cry me a river' Garretta!

    OdpowiedzUsuń

Można niekoniecznie grzecznie...