sobota, 16 listopada 2013

Polscy artyści, którzy nie dali dupy tej jesieni

xdBardzo dobrze pamiętam swoje dzieciństwo, zwłaszcza czasy ukradkowego wynoszenia na dwór najbardziej drogocennego skarbu rodzinnego – Walkmana. Nie zwracając uwagi na to, czy za chwilę w uszach zagra mi Edyta Geppert, Andrzej Zaucha, Czerwone Gitary, czy nagranie z sesji psychologicznej mojej mamy (gwoli ścisłości: ona - psycholog, pacjent – pacjent) byłam ogromnie podjarana faktem, że mogę słuchać wszystkiego, dosłownie wszędzie. Zakładałam słuchawki  i szłam przez osiedle mijając pryszczate twarze zazdrosnych dzieciaków…

(Dygresja - któregoś razu odkryłam, że wartość rzeczy upuszczonej na asfalt jest wprost proporcjonalna do ilości dni, przez które nie będziemy chcieli siadać na własnym tyłku…)

Dzisiaj już nikogo nie dziwi fakt, że idąc ulicą mijamy dziesiątki ludzi słuchających muzyki. Czasami rzadki obrazek człowieka koło siedemdziesiątki trzymającego w ręku Walkmana wywołuje uśmiech i ochotę by przewinąć taśmę przy pomocy ołówka. Po chwili namysłu przychodzi jednak refleksja - ulubiona kaseta Krzysztofa Krawczyka zawiera jedynie ułamek jego twórczości, a w naszym telefonie mieści się cała dyskografia.

Muszę się wam do czegoś przyznać. Bardzo długo ukrywałam ten fakt, ale wreszcie nastał odpowiedni moment, by wyjawić prawdę… (Wdech, wydech, wdech, wydech…) Bo ja yyy… nie przepadam za polskimi artystami. Liczba ich piosenek na mojej liście odtwarzania jest pewnie równie znikoma, co ilość dresów w lakierkach podczas Marszu Niepodległości. Nie wiem, czy to kwestia tego, że słysząc po raz wtóry nowy kawałek o księżniczce i księciu mam ochotę emigrować jak najdalej stąd, ale naprawdę rzadko sięgam po nowości z naszego poletka i zdecydowanie łatwiej zakochuję się w zagranicznych piosenkach.

Jeśli cierpicie na podobną przypadłość i szukacie świeżych inspiracji prosto z kraju płonącej tęczy, to dobrze trafiliście. Tej jesieni odnalazłam kilka przyjemnych kawałków, którymi chce się z wami podzielić…

Dawid Podsiadło jest przykładem, że po X Factor wcale nie trzeba się sprzedać, żeby ktokolwiek czekał na nasz nowy kawałek.

Słuchając nowej płyty Lipnickiej odniosłam wrażenie, że producentem był sam Blake Shelton, ale ta piosenka nie zalatuje Mrągowem i jest zdecydowanie najlepszym kawałkiem (polecam również “Kometę”).

Długo czekałam, aż Tomek zamieni się w Tomasza i wykorzysta swój potencjał w odpowiedni sposób. Warto było, bo to znakomita płyta w fajnym klimacie.
Po wielkiej miłości do “Defto” oczekiwałam miłości do “Miłości” oraz kilkunastu piosenek, które rozerwałyby mi głowę. Mocno się przeliczyłam i zawiodłam, bo tylko dwie trafiły na moją listę odtwarzania, ale może muszę dorosnąć do tego uczucia?

Jest taka muzyczna rodzina, którą uwielbiałabym, gdyby nagrali płytę z Dodą. Ich nowa płyta trzyma poziom, chociaż nie mogłabym jej słuchać w sobotni poranek na kacu. No i co za okładka! Fisz, mój mistrz.


A co polskiego siedzi na waszych playlistach tej jesieni?


14 komentarzy:

  1. Podsiadło - nie znałam go z X-Factora, jednak, gdy usłyszałam "Comfort and Happiness" zakochałam się od pierwszych dźwięków i ta miłość trwa do dziś. Makowiecki nie jest już tym Tomkiem z gitarą i smutnymi balladami, a Tomaszem, który stworzył kawałek dobrej płyty (zawsze jej słucham, gdy jadę z domu do Łodzi). Z rodziny Waglewskich znam jedynie synów. Może najwyższy czas poznać ojca? ;) Muszę też posłuchać nowego Jamala, choć "Peron" skończyłam wałkować już jakiś czas temu. Spoglądam na moją najświeższą listę odtwarzania i rzeczywiście jest uboga w polskich wykonawców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojciech Waglewski to zupełnie inna bajka, niż Fisz i Emade solo. To ten typ dojrzałości muzycznej, który nigdy się nie nudzi, chociaż do najlżejszych pod względem odbioru nie należy. Ich trójka tworzy naprawdę wspaniałe kawałki, a "Męska muzyka" to był majstersztyk!

      Usuń
  2. Polecam zespół Biff, ogarnęli się i wreszcie nagrali nową płytę. Poprzednia równie świetna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie słuchane, zdam relację! :)

      Usuń
    2. Przesłuchałam nowej płyty (bo tylko ta jest dostępna w moim streamingu) i "Cudnie" oraz "Niepoważna" trafiły na listę odtwarzania "Polskie", dzięki! :)

      Usuń
  3. Problem ze słuchaniem polskiej muzyki polega na tym, że wszyscy chyba myślą, że ona kończy się na półkach empiku. A prawda jest taka, że dopiero poza nimi się zaczyna. Wtedy się okazuje, że to nie tylko piosenki o księżniczce i księciu, a nawet nie tylko piosenki o miłości. Wśród maksymalnego mainstreamu zawsze trafi się coś niezłego, kiedyś to był Hey, później okrzyknęliśmy objawieniem Brodkę, a teraz wszystko, co załapało się na falę tamtego sukcesu. Natomiast MUZYKA w Polsce, dzieje się na zupełnie innym poziomie. Wspominany wyżej BiFF, Fisz i Emade jako Kim Nowak, Lenny Valentino, Lao Che, Bajzel, Tres.B, Pogodno, Kasia Nosowska... i pewnie wiele jeszcze, z którymi nie jestem na bieżąco. To wszystko pomija się, bo to żyje sobie dzielnie samo, radzi sobie, ma fanów, ma publiczność, nie ma reklamy. Zaczynamy ambicję i rzeczy lepsze od gorszych nazywać alternatywą, a tymczasem w faktycznej alternatywie kryje się naprawdę dobra muza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega chyba na tym, że nie wszyscy mają dostęp do odpowiednich źródeł, z których mogą poznawać fajnych artystów, bo o ile stacje muzyczne karmią nas fatalnymi kawałkami z pogranicza popo-techno-dubstepu, na których da się zarobić, to inni artyści są bardzo rzadko pokazywani. Dobra, mamy radiową Trójkę, albo Eskę Rock, które zwabiają słuchaczy porządną muzyką, ale to wszystko ginie pod naporem badziewia w innych stacjach. Z telewizją jest jeszcze gorzej, chociaż przyznam, że w TV4 produkuje program 4music i on naprawdę trzyma poziom jeśli chodzi o polskie i zagraniczne utwory.

      A co do "życia" tych zespołów samych z siebie... cóż zauważ, że o Kim Nowak = Fisz i Emade, Lenny Valentino = Rojek, Lachowicz, Nosowska = Hey, w większości ich popularność nie bierze się znikąd, bo gdyby tak było to masa fantastycznych zespołów nie gniłaby w piwnicach i garażach :)

      Usuń
    2. Biff to też nie jest zespół znikąd...grali kiedyś w Pogodno :)) także nic nie jest z lasu ;) ja uwielbiam jeszcze Melę Koteluk, Muchy ale tylko za dwie pierwsze płyty, Domowe Melodie (chociaż tacy trochę pretensjonalni są), Lao Che... eh aż mi się zachciało czegoś posłuchać:)

      Usuń
    3. Nowo polecam Chłopcy kontra Basia. Dostępne na Spotify. :-)
      Jeśli chodzi o docieranie do rzeczy, to jeszcze kilkanaście (a może to już dawniej?) miesięcy temu dobrze sprawdzał się w tym last.fm. Od polskich do polskich. Ostatnio nie jeździłam, ale Off Festival też często prezentował naprawdę ciekawe propozycje, o których nie zawsze się wcześniej słyszało...
      I nie napisałam, a miałam napisać, że Podsiadło też polecam jego zespoły. I to nawet nie Curly Heads, a Reaching for the Sun na pewno. :-)

      Usuń
    4. Spotify w znajdowaniu też daje radę :)

      Usuń
  4. Kamp! i ostatnia płyta Brodki z takiego mainstreamu, z bardziej minimalistycznych brzmień to UL/KR, Stara Rzeka i Coldair, jako rodzimy folk. Polska muzyka potrafi być całkiem dobra, tylko trzeba długo szukać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można szukać, albo założyć bloga i wystosować odpowiednią odezwę do czytelników :D
      http://www.youtube.com/watch?v=KPluFfYGiqc bardzo to jest miłe i nie wiedziałam, że takie rzeczy tworzą się w moim kraju!
      I Coldair, wow...

      Usuń

Można niekoniecznie grzecznie...